Jak obiecałam, melduję. Pojechaliśmy rano do schroniska. Już pod bramą przyleciał mi wprost pod nogi czarny kot. Dokładnie taki jaki został wywieziony. Zaraz wskoczył mi na ręce i zaczęłam się cieszyć, że to ten. Wyglądał dokładnie tak samo. Dopiero później obejrzałam, że to kocur, a nie kotka, której szukam. Weszliśmy na teren schroniska, do kociarni i... takich kotów było kilkanaście. Jedna z nich wyglądała bardzo podobnie, ale to też nie była ona. Niestety nikt z pracowników nie był mi w stanie wskazać, które koty zostały ostatnio przywiezione. Dowiedziałam się tego co wcześniej, że kotka mogła również uciec. Stałam w tej kociarni chyba z pół godziny, oglądałam każdego czarnego kota mając nadzieję, że ją znajdę. Niestety. Ja głupia myślałam, że jeśli zawołam, to przyleci tak jak tamta. Tylko, że tam przyleciało z 15 albo i więcej. Faktycznie w tym schronisku koty mogą wychodzić dokąd chcą i kiedy chcą. Dowiedziałam się też, że żaden przywieziony kot nie przechodzi kwarantanny tylko jest wpuszczany od razu do kociarni. Akurat trafiłam na porę karmienia i...szkolnej wycieczki. Pomieszczenie dla kotów ma jakieś 30-40 metrów kwadratowych. Z dorosłymi kotami były też dwa maleństwa. Jeden czarny kocurek i tygryskowato-szara kotka, która..............

właśnie odsypia u mnie w domu wizytę u weta i kąpiel. Musiałam ją wykąpać bo futerko na grzbiecie miała całe posklejane, a na dodatek "pachniała" okrutnie. Ja niestety też. Ciuchy już się piorą, a samochód wietrzy. Do poniedziałku będę ją obserwować i kolejna wizyta u weta. Je, pije, poszła sama do kuwety. Chyba ma lekką biegunkę, ale może to ze stresu. Póki co mieszka w łazience /ja prawie też tam mieszkam/ . Jeśli w poniedziałek wet stwierdzi, że wszystko ok, będę ją integrować z moimi dorosłymi kotami. Zajrzę wieczorem, może będziecie miały dla mnie jakieś rady. Dziękuję Wam za wsparcie. Cóż, nie takiego rozwiązania się spodziewałam, ale nic więcej nie mogłam zrobić.