Przepraszam za długi tekst. Od razu przyznaję się,że pozwoliłam sobie przekopiować swój post z bloga(własnego oczywiście),nosi tytuł : Opowiem Wam swoją historię. I w związku z tym potrzebuję informacji najlepiej od ludzi,którzy przygarnęli młode ale nie maleńkie już koty. Czy takie kocię do tej pory chodzące na wolności da radę spacyfikować, w sensie utrzymać w domu? Kotek jest już po kastracji i niestety został przez kogoś bardzo skrzywdzony, właśnie chodząc wolno.Oczywiście operacja juz za nami. Czuje się dobrze ale niestety.... Nie wyobrażam sobie,że mogłabym go stracić, więc wychodzenie wolno nie wchodzi już w rachubę, pytanie tylko czy macie doświadczenia w udomowieniu takiego dzikuska?
Opowiem Wam swoją historięUrodziłem się jakiś czas temu, chyba rok? Mamy już nie pamiętam, wiem, że ostatnio chodziłem po okolicznych polach, szukając pożywienia i innych współtowarzyszy. Pewnego dnia zobaczyłem ją, stała sobie a obok biegał duży czarny pies.Jakoś nigdy się psów nie bałem i pomyślałem sobie, że do niej podejdę. Zagadałem miło, uśmiechnęła się. Przytuliłem się i wskoczyłem jej na ręce. Była ciepła i tak fajnie drapała mnie za uszkiem. Wzięła mnie do domu, dała jeść i pozwoliła zostać na noc. Podobało mi się. Rano jednak chciałem iść do moich znajomych. Pozwoliła. Biegałem sobie po okolicy, ale postanowiłem, że znowu ją odwiedzę. I tego pana i chłopca. Przysiadłem na schodkach przed domem i czekałem. Jak tylko przyjechali zabrali mnie do siebie. Tam już czekało na mnie jedzenie.... i nowa kuweta. Wiedziałem do czego służy, a jakże! Ciągle jednak tęskniłem za tym co za oknem. Oni dyskutowali co ze mną zrobić, pani dzwoniła do kogoś kto szukał jakiegoś kotka. A ja mogłem wylegiwać się na fotelu, takim fajnym, wiklinowym, super działa na moje pazurki. Powiedziałem jej, że zawsze będę do niej przychodził i może śmiało pozwolić mi wychodzić do przyjaciół. Fajnie było! I przyszedł ten dzień, nie pamiętam dlaczego bolało mnie oczko. Czy zrobił to kot, czy człowiek? Nie pamiętam, naprawdę. Wiem tylko,że nie miałem siły wrócić do nich przez 3 dni. A tak bardzo chciałem ich zobaczyć. Oczko bolało okropnie. Próbowałem odnaleźć drogę i w końcu znalazłem mój dom. Usiadłem na schodach i czekałem. Mijali mnie jacyś ludzie, ale to nie na nich czekałem. W końcu przyjechali. Pani jak mnie zobaczyła wyskoczyła z auta jak oszalała. Nagle zaczęła krzyczeć do Pana i wsiedliśmy do samochodu. Nie zabrali mnie do domu
Jechaliśmy autem, a ja patrzyłem dookoła. Po pewnym czasie zobaczyłem pana w białym fartuchu. Dostałem zastrzyk i dalej już nic nie pamiętam. Obudziłem się w klatce, a ich nie było. Nie wiedziałem co się dzieje, nie miałem siły się podnieść. I nagle ich usłyszałem, weszli, mieli dla mnie ciepły kocyk, Pani miała mokrą buzię i uśmiechała się jakoś dziwnie. Pan dał mi swoją rękę i pogłaskał mnie, był smutny. Nie wiedziałem co ze mną będzie, ale oni mnie nie zawiedli i zabrali ze sobą do domu. Długo nie mogłem normalnie chodzić, miałem takie dziwne łapki, nie chciały mnie utrzymywać. Rano było już lepiej i obudziłem się strrrrasznie głodny. Miseczka nagle zapełniła się jedzeniem, bo przecież wiadomo, że jak kotek intensywnie wpatruje się w nią odpowiednio długo zawsze znajdzie się ktoś kto ją napełni. A Pani takim dziwnym głosem powiedziała, że i tak mam najpiękniejsze oczko na świecie. Teraz już nie idę do drzwi, jakoś nie ciągnie mnie do "przyjaciół". A moja Pani obiecała, że przywiezie mi super drapak