
Nie wiem jak nam sie udalo, ale jeszcze tego samego dnia po koszmarnym natloku zajec pojechalysmy tam po godz 21...
Mialysmy dziwne przeczucie, zeby dluzej nie czekac...
Pogoda akurat byla wyjatkowo koszmarna i dolujaca...
Lal deszcz, a starsza pani zaprowadzila nas do rozwalajacej sie karmienicy, odsunela wielka deche zastepujaca drzwi, a pod schodami lezal Sami...
Zaswiecilysmy komorkami, bo bylo totalnie ciemno.
Podniosl ufnie glowke, bez problemu dal sie wziac na reke i zapakowac do tranposrtera. Nie wiadomo skad sie tam wzial, ale lezal tam ok tydzien.
Nie potrafie sobie tego wyobrazic... uplywajacy dzien za dniem, noc za noca.... mokro i zimno, a on lezal z koszmarnie polamana koscia udowa i czekal...
Ile takich biedakow powoli umiera przez iles dni

Sami jest totalnie oswojonym aniolkiem.
Nie wiemy co mu sie stalo, ale 2 lekarzy potwierdzilo, ze nogi nie da sie naprawic zadnym sposobem

Operacja byla przekladana poniewaz kot trafil do nas wychlodzony , wycienczony i utrzymujaca sie zbyt niska temp ciala nie pozwalala na podanie mu narkozy.
Kilka dni temu mial zabieg, ktory na szczescie przebiegl ok, a rana ladnie sie goi.
Samuel uczy sie chodzic na trzech lapkach na tyle ile moze w klatce wystawowej. Duzo spi i co nas martwi malo je, zdarza mu sie wymiotowac...
Mamy nadzieje, ze bedzie juz tylko lepiej, ze dlugie czekanie na pomoc w bolu i samotnosci oplaci sie i maly wykaraska sie z tego.
Za kazda pomoc na pokrycie kosztow leczenia i operacji Samiego bedziemy bardzo wdzieczni...
Moze tez w miedzyczasie ktos zakocha sie w slodkim trzylapku i znajdzie sie dla niego dom?
Eh... zawsze w takich przypadkach zastanawiam sie, ze ktos kiedys dal mu dom (zapewne wzial sobie slicznego , slodkiego, malutkiego tygryska),oswoil, a potem wyrzucil go, albo nie dbal dostatecznie... i dopuscil do takiej krzywdy... GDZIES jest ten czlowiek

Sami:

