Witam wszystkich miłośników kotów. piszę w sprawie o której pewnie wielu z Was słyszało. ja widzę to codziennie, bo dzieje się to niedaleko mojego domu. z piwnic domów przy ulicy Broniewskiego w Warszawie wyrzucono koty, które tam spędziły całe dotychczasowe życie. Podczas tej akcji, przeprowadzonej bardzo brutalnie przez tak zwaną "straż dla zwierząt" (która w istocie nie jest żadną strażą tylko prywatną firmą hyclowską) kilka kotów padło ze stresu. część kotów została zakratowana w piwnicach i nie może wyjść. kocięta zostały oddzielone od karmiących matek.
reszta kotów, około czterdziestu, koczuje wokół domów. od trzech miesięcy wpatrują się w zakratowane okienka i nie mogą zrozumieć, co się stało. dlaczego nie mogą wejść do domu.
akcja jest bezprawna, sprzeczna z ustawą o ochronie zwierząt, ale prawo swoje, a ludzie swoje. w obronie kotów zawiązał się komitet, sto pięćdziesiąt osob podpisalo petycję, rosną stosy korespondencji z urzędami i organizacjami. i co? i nic. Koty marzną, siedzą w trawie jak zmokle kury i trzęsą się. jest coraz zimniej i niedługo zaczną się choroby - koty będą umierać.
spóldzielnia mieszkaniowa postawila wprawdzie kilka komicznych drewnianych budek, zeby jakoś zamknąć usta tym, ktorzy protestowali, ale w takich budkach jest zimno jak na dworze. zresztą co to jest sześć budek dla kilkudzieisęciu kotów?
radźcie, co robić?
odławiać koty? ale co dalej? wszystkie schroniska pękają w szwach.
a może zorganizujemy jakąś akcję nacisku? zleceniodawcą wyrzucenia kotów jest Anna Kulka z administracji osiedla mieszkaniowego. może dzwońmy do niej i starajmy się ją przekonać że kotom trzeba udostępnić jakieś nieużywane pomieszczenie piwniczne - pralnię, nieczynną kotłownię czy pakamerę. ja już zadzwoniłem ale powiedziała ze nic ją nie obchodzi "to całe zoo". moze wy będziecie bardziej przekonujący? podaję telefon do administracji: 022 633 68 16
a może macie inne pomysły?
pozdrawiam i z góry dziękuję w imieniu marznących i wpatrujących się w kraty.