marija pisze:Działo się dziś, oj działo...
Wstałam o nieprzyzwoicie bladym świcie i popędziłam z Ewą na Wschodnią (dla nie-łodzian: szemraną śródmiejską ulicę). Na Wschodniej bowiem stoi pustostan, zamknięty na głucho, a w nim 6 kotów. Okoliczne karmicielki licytują się, która ma karmić, bo "to nie moje koty"' "ale te kocięta to po twoim kocurze" i w efekcie zabidzone okrutnie![]()
Udało nam się wyprosić u administratora udostępnianie posesji wg kocich potrzeb, ale na naszą odpowiedzialność, bo budynek grozi zawaleniem. Rano zatem popędziłyśmy, pan z administracji nam bramę otworzył, nastawiłyśmy klatki. Z czas niedługi złapała się dorosła kocica i dwa podrostki. Szukamy transportu. Zgodził się nam pomóc Paweł i zawieźć nas i futra do lecznicy. Nie bezinteresownie jednak. Bo oto poinformował nas, że koło miejsca w którym pracuje od dwóch dni pojawia się kot. Domowy, przymilny, łaskawy. Obiecałyśmy rzucić okiem. Na miejscu okazało się, że to dorosła, brudna niemożebnie, mega chua i na maksa przymilaśna koteczka. Krótkie spojrzenie smutnych złotych oczu i już wiedziałam![]()
Kotkę w kontener i do weta. Odwodniony szkieletor, potwornie zarobaczony. W jelitach robale wytworzyły- jak to ujęła pani doktor- powrózki. Dostała kroplówę i połowę dawki na robale - koteczka, nie pani doktor. Została w lecznicy.
Poznajcie Państwo, oto Karbonia:
Wieczorkiem znów na Wschodnią, sprawdzić, czy coś jeszcze nie jest chętne na sterylkę. Nic nie ma. Wracam do domu. A na moim własnym podwórku, na dachu mojej własnej drewutni siedzi koteczka z dwójką kociąt![]()
WTF
![]()
![]()
Po drabinę do sąsiadki, po drabinie na dach, zastawiam klatkę na tym dachu. Koteczka piękna, czysta, przytulaśna. Ewidentnie czyjaś. No cóż, dostanie wysterylizowaną.
Na podwórko podjeżdża annskr i od razu sadzi mi foty, jak stoję jak sierota na tym dachu. Zabiera kotkę do całodobówki, ja zastawiam sidła na dzieciaki. Po złapaniu matki kocięta gdzieś się zaszyły. Chodziłam, szukałam- kamień w wodę. Jutro spróbuję, dziś już za ciemno.
Foty ze Wschodniej jutro, foty z dachu ma annskr, pewnie tu wrzuci, to się pośmiejecie.
Opiszę to z mojego punktu widzenia:
Piątek
W nerwach siedzę w pracy, bo Ewa i Marija w walącym się budynku (znam go zawodowo, niebezpieczny), no i koty mają się łapać szybko, by zdążyć do lecznicy talonowej, inaczej - trzeba będzie płacić, a z kasa - wiadomo, bryndza.. .. No więc siedzę i gryzę łapska, od czasu do czasu sms typu „nie łapią się france’, w końcu już po mocno południu – są trzy, da radę talonowa? Zaklepane były dwa miejsca na do południa, na szczęście miły lekarz się zgadza, pojechali z trójką. Potem kolejny telefon, od zdenerwowanej Ewy, wyławiam tylko, że domowy szkielet wiozą do lecznicy. Klatki na Wschodniej mają stać do końca pracy administratora, zostaną tam, teren zamknięty, nie zginą - mówię, żeby dziewczyny jedną zabrały, bo w razie czego musi być awaryjne dostępna..
Po pracy jadę na Chocianowicką, pan dzwonił, że kociaki coś nie tego.. Po drodze zostawiam Dulencję przy lecznicy, ma zabrać i wypuścić kocicę z Wapiennej. Dzwoni Jolabuk5 - czy dzikie kociaki, malutkie, dają się zgarnąć ręką i chcą na ręce? Bo w piwnicy jest kotka, łapią ją na te kociaki, kotka się nie interesuje, natomiast kociaki koniecznie chcą na ręce…
Chocianowcka - faktycznie kociaki nie tego, najlepszy po wytarciu pyszczka wygląda tak

Reszcie spod ropska i wypadających migotek oczu nie widać, ale pana nie ma - udaje mi się zgarnąć trzy.. Pozostałe dwa ma dostać w sobotę, jak pan złapie..
Wracam - tel od Marii, z wściekłego potoku słów (niecenzuralnych) wyławiam, że wykrakałam z ta awaryjną klatką, że stoi na jakimś dachu i łapie kotkę z małymi, że kategorycznie żąda pomocy w postaci kolejnej klatki lub choć kontenera.
Więc zmieniam kierunek, zgarniam Dulencję z klatką i konteneram, i mamy:

Wymieniamy klatkę pełną na pustą

zabieramy kotkę do lecznicy

małe z Chocianowickiej też na przegląd.
Marija została na dachu, dzięki informacjom gapiów wyczaiła dom kotki, więc kotka tam wróci. Późnym wieczorem (nocą?) zgarnęła jeszcze te dwa maluszki..
Rezultat jednego piątkowego popołudnia pięciu wariatek:
3 dzikuny ze Wschodniej na sterylki - na szczęście talonowe
1 domowa chora Karbonaria - na leczenie i szukanie domu, na razie w szpitaliku
1 domowa na sterylkę płatną niestety, ale wróci do domu
3 kociaki z Chocianowickiej - do leczenia i adopcji
4 kociaki z Wólczańskiej - do karmienia (nie jedzą same), leczenia i adopcji
2 kociaki z Kilińskiego - do leczenia i adopcji
A to był dopiero początek weekendu…