Wituś odszedł.
Siedzimy i płaczemy.
Musieliśmy mu pomóc odejść, Witek majaczył już. Poziom mocznika skoczył do 488mg/dl.
Nie mogę sobie darować, że prędzej nie zrobiłam mu badań krwi. Powinien mieć je zrobione od samego początku jak do mnie trafił, chociażby ze względu na to, że był kotem tzw. "neurologicznym". Jego złe samopoczucie po podawaniu memotropilu, który gromadzi się w nerkach to był właśnie znak, że coś się złego dzieje. Akurat kiedy doszło do wizyty u weta to Wituś dzień prędzej ożył i wet nie widział wskazań ku analizie krwi.
A już na pewno powinien mieć badanie przed podaniem narkozy.
Wiem, jestem rozżalona i załamana, ale nie mogę się pozbyć jakichś tam pretensji i żalu do weta prowadzącego.
Wraz z Witkiem odeszła cząstka mnie. On już miał u nas zostać. Był rewelacyjnym kotem, chodził za mną nawołując mnie pomrukami, miauczeniem. Siadał przy kanapie i domagał się, żeby go podnieść i położyć obok siebie. Ciągle mam przed oczami sceny jak bawią się z Paulą, jak biegają i robią "przeciągi", jak się gryzą i liżą jednocześnie, jak "urzędował" pod oknem balkonowym w słońcu i wczepiał pazury w firanę.
Nie było dnia, żeby nie miał podawanych jakichś leków, ciągle coś dostawał. A i tak źle się to skończyło. Witek, przepraszam, że tak krótko żyłeś.
Bardzo Cię kocham Kocie. Kiedyś się spotkamy.
Wituś

Jutro albo pojutrze Witek będzie miał pochówek. Zdecydowaliśmy się pochować go na toruńskim cmentarzu dla zwierząt. Będzie miał swój grób i kamień ze swoim imieniem.