pognałyśmy na ul. Liściastą róg al. Włókniarzy pod NoBo Hotel
zastałyśmy widok następujący (foty brak):
- przy płocie skrzynka po warzywach odwrócona do góry dnem
- na skrzynce dwa napełnione wodą wiaderka po ogórkach (kapuście?) kiszonych
- obok wiaderek topniejący kawał lodu (co by kotu schłodzić trochę atmosferę pod skrzynką)
po paru minutach zastanawiania się Pan Szef Kuchni przyniósł karton, który wsuneliśmy pod skrzynkę
potem Pan Szef Kuchni przyniósł taśmę klejącą i okleiliśmy pakunek na okrągło
potem wiesiaczek dała białą szmatkę i robiliśmy z w/w tobołek
potem postawiłam na w/w wiaderko z wodą - tak na wszelki wypadek...

potem zadzwoniłam do Straży Miejskiej
potem w szparę między deskami w/w tobołka wsadziłam obiektyw:

potem zrobilam fotę napisu na ścianie Hotelu, który wiesiaczka i mnie powalił na kolana (nie dosłownie, znaczy)

potem Straż Miejska przyjechała
potem Straż Miejska pognała do Schroniska, a my z wiesiaczkiem za nimi
w Schronisku w/w pakunek został wpisany do zeszytu
potem wiesiaczek zawiózł mnie do szkoły (jestem, więc piszę)
-----------
- dziękuję Straży Miejskiej za szybką interwencję!
- dziękuję wiesiaczkowi, bo zawsze możemy na nią liczyć!
-----------
a co jest kotu?
ano, z opowieści Pani Karmicielki Doroty, kot od kilku dni przychodził do miski ale nie mógł jeść
nie mógł zjeść:
- ani pstrąga wędzonego,
- ani cycka kurzęcego,
- ani wołowiny drobno posiekanej, które podtykał mu pod nos Pan Szef Kuchni
podchodził
wyraźnie chciał
ale nie jadł
-----------
a teraz, to se sieknę parę pasjansów na odparowanie
-----------
... mry!