Witajcie wszyscy.
No i się porobiło. Od przedwczoraj mieszka u nas kociak. Dostał na imię Albercik.
Do domu trafił dzięki TŻ. Ale to ja już jestem ukochaną pańcią.
Na moje "ślepe" oko ma około 3-4 miesięcy. Nie przejmuje się ludźmi, ani Niusiem i Kajtkiem.
Koło Niusia już nawet posypia. Kajtek ma do niego dystans (zachwycony nie jest, czasami fuknie)
Albercik jest zadabany i wspaniały. Barankuje, mruczy jak traktorek. Problemy są narazie z korzystaniem z kuwety, ale on tego nie znał.
Wczoraj si i qpa były w łożku. Dzisiaj qpa w kuwecie. Więc napewno chłopak się nauczy.
Albercik został zabrany przez TŻ od "znajomych". Ludzie cieszą się jak kociaki są maleńkie, a potem mają je gdzieś. Podobno nawet jak Pan się nachleje to topi bardzo małe kociaki.
Nawet nie miałam pojęcia, że mają koty, no i kotkę. Oczywiście sterylkę trzeba będzie przeprowadzić. Nawet jeśli przyjdzie mi za nią zapłacić.
Oprócz Albercika, który wg. właścicieli był najbardziej dziki (

) jest jeszcze dwójka, albo trójka chłopaków.
Albercik jest zadbany. Pani o niego dbała. Zresztą widać futerko, ale pewnie z biegiem czasu marnie mógłby skończyć na ulicy. Albo nie daj Boże coś by mu się stało z rąk tego typa. Żona tylko umie płakać i mężowi się napewno nie postawi.
Wybieramy się w weekend do weta. Odrobaczymy, a potem zaszczepimy.
No i szukamy domu
Fotki z wczorajszego wieczoru. Marny z niego model. Ciągle w ruchu, albo barankuje aparat.





Może komuś w domu do kompletu brakuje pingwinka
