Wczoraj musieliśmy ingerować, bo dopadli moją kochaną pingwinkę w wersalce. Rozdzieliliśmy towarzystwo i był spokój. Misia zaległa jak zwykle na krzesełku pod stołem... Trochę mnie dziwiło, że przez cały dzień nie przyszła do nas do drugiego pokoju, w którym oglądaliśmy filmy na dvd (taki relaksik).... Jak się okazało wieczorem, powodem była boląca łapka


Wydaje mi się, że rano było trochę lepiej z łapką, ale nadal się martwię. Chyba nie jest złamana, bo pozwalała ją dotykać. Gorączki nie ma. Apetyt jest. Co radzicie? Stresować ją podróżą 15-kilometrową do weta, czy poczekać? I liczyć, że to tylko nadwyrężenie? Misia ma 9 lat i jak do tej pory nie miała żadnych kłopotów ze zdrowiem.
Dla przypomnienia moja ślicznotka:


