A oto ostatni przybysze (oczywiście kotów jest więcej, bo prawie wszystkie z 50 klatek są zapełnione):
Bura, mała, pcha się na ręce, wyciąga łapki. Pewnie wróci na ulicę.

Kilka chorych:
Ta np. przyjechała ze zdartym od kk nosem:

A ta z zapaleniem płuc i raczyła się oswoić:


Tu kot z glutem, wiadomo, standard:

A tu koteczka ze Szpitala Praskiego. Tak chora, że już ledwo je:

Kichająca, wielka i piękna:

I Gaduła, bez zębów, za to z białaczką, ma wydarzenie na FB:

I przypadek szczególny, Marysia Noska. Telefon z administracji mieszkaniowej na Hetmańskiej. Zgłosiła się do nich lokatorka z zawiadomieniem, że od kilku tygodni w mieszkaniu na przeciwko jest zamknięty kot. Mieszkająca tam kobieta z kilkoma kotami wyprowadziła się pod koniec sierpnia. Jeden kot został... Panie z administracji usiłują sprawą zainteresować straż miejską, policję, bezskutecznie. Telefon do Biura Ochrony Środowiska skutkuje podaniem im kontaktu do naszej Fundacji. Czemu do nas, a nie np. do Straży dla Zwierząt czy TOZ-u nie wiadomo. BOŚ dotując wszystkie te podmioty wie przecież świetnie czym się zajmują. My mamy Ośrodek Koteria, w którym sterylizujemy koty miejskie ale nie prowadzimy interwencji (co deklarują dwie wymienione tu organizacje). Tym razem jedziemy na miejsce - nie ma nad czym się zastanawiać, sprawa jest pilna, gotowi do wyważenia drzwi. Sąsiedzi na miejscu potwierdzają, że młoda osoba mieszkająca w tym mieszkaniu wyprowadziła się około 21 sierpnia z kotami. Od tamtej pory nikt nie zauważył by do mieszkania ktoś przychodził. Sąsiadka z naprzeciwka widziała kota w oknie, ale żadnych ruchów wskazujących, że są lub bywają tam ludzie.
Jesteśmy my na miejscu, sąsiedzi i pani z administracji, jest nawet ślusarz, ale bez policji wejść nie można. Jedziemy więc na Grenadierów i udaje nam się skłonić patrol do interwencji. Ślusarz otwiera drzwi, policja robi notatkę, my wchodzimy. Mieszkanie ewidentnie opuszczone. Mieszkał tu ktoś, kto opiekował się kotami - stoi klatka wystawowa, są kuwety, miski z suchym jedzeniem i miski w których najprawdopodobniej była woda. Wygląda na to, że osoba wyjeżdżająca miała świadomość, że kot został. Czemu po niego nie wróciła lub czemu ktoś tego kota nie zabrał, nie wiemy. Jak wygląda mieszkanie po miesięcznym pobycie kota i nie sprzątaniu można się domyśleć. Kota udało się szybko zlokalizować w tapczanie. Była tak słaba, że nie mieliśmy problemów ze złapaniem kotki. Choć przerażona i zestresowana samotnością przez miesiąc usiłowała uciekać. Natychmiast pojechaliśmy do lekarza weterynarii, który orzekł, że kot został uratowany w ostatnim momencie. Kotka miała temp. 33,2 st., była potwornie odwodniona i miała już tiki nerwowe. Kilka dni pod kroplówką, w cieple, wróciło kotkę do życia. Jeszcze musi być obserwowana, dostaje leki, jak dojdzie do siebie będzie wysterylizowana i szukamy jej domu. Już takiego, który o niej nie zapomni. Jest przemiłą burą kilkuletnią koteczką, pomimo przejść garnącą się do ludzi."

[/quote]