Blue pisze:Problemem jest to że u kotów każdy stan zapalny gdy jest przewlekły - bardzo zwiększa ryzyko nowotworzenia.
Ten kot ma problemy z uszami od lat.
Chyba ogólnie, u ssaków tak to wygląda. To fakt, ma od lat (czytalam).
Blue pisze:Pobranie wycinka z jednego miejsca i wynik negatywny histopatologii nie daje żadnej gwarancji że centymetr dalej lub na drugim uchu już coś paskudnego nie narasta.
To prawda , przerabiałam to na sobie, osobiście. Jednak bywa też w drugą stronę ( jesli wiesz, co mam na myśli ?) - nie chcę motać autorce w głowie.
Tak, wiem o co chodzi...Blue pisze:Nie sądzę by ta zmiana była grzybicą czy nużycą - w takim wypadku, po latach trwania choroby, kot albo by wyzdrowiał albo cały porósł grzybem.
No, trochę przesadzam, ale wiecie o co mi chodzi..
Otóż to ... latami cierpi. Choroba nie cofa się ... tylko postępuje.Blue pisze:"...te uszy wyglądają źle i cokolwiek się dzieje od lat, pojawienie się komórek nowotworowych w stale podrażnionych stanem zapalnym małżowinach jest bardzo prawdopodobne.
Blue pisze:I ja osobiście wolałabym takie "kłopotliwe" uszy amputować - coś się z nimi dzieje od lat, to nie jest przypadłość która minie sobie sama czy po jakimś podstawowym leczeniu..
Nie wiem co ja bym zrobiła... ale :
Blue pisze:Ogólnie można sobie poeksperymentować, porobić posiewy, wycinki drobne - ale pozostaje pewna sprawa. Generuje to spore koszta.
I może się okazać że po kilku miesiącach badań i prób leczenia okaże się że zabraknie kasy na operację..
...ma sens to, co napisałaś. Poza tym, przede wszystkim,szkoda czasu na eksperymenty , ze względu na zagrożenie (być może) życia biednego kotka. Bezsensowne cierpienie, ból etc.

różnica w cenie bardzo duża...(dokładna wycena dopiero z kotem, ale około 250 zł, a nie 550 zł za operację + 
