Jesteśmy !!!!!!!!
ufffff, co za koszmar z ta podróżą, na szczęście moja trzoda zachowała się WZOROWO
A zatem moje koty są na medal

25 godzin w busie z ludźmi którzy śmierdzieli wódką i kiełbasą i rozmawiali o wszelkich pracach polowoych i obdzieraniu norek ze skóry oraz poruszeni tym że wioze koty zaczeli opowiadać historie typu:
nr1 - A wie pani? Ja mam teraz takich 5 kluseczków (od razu mówię: - aha, a ile wczesniej już zostalo utopionych?)
nr2 - no .... my też mieliśmy koty, ale szły gdzieś i już nie wracały, psy to samo, a te koty nasze to nawet miały jakąś kocią grypę (

)
nr3 - wie pani ja to pracuje w hodowli norek na futra i ze mną to pracują sami sadyści, rano strzelamy do kotów co podchodzą do farmy i też je "skórkujemy" (mój komentarz: - wie pan, mezczyzna który się pastwi nad tak słabym stworzeniem ma w sobie tyle męskości co eunuch skoro musi swoje marne ego podbudowywać w taki sposób, może od razu lepiej wykastrować coby zawartość majtek pasowała do zawartości czaszki?)
nr4 - na ..uj pani to wiezie, nie lepiej było wypuścić?! (

)
nr5 - a mój sąsiad zabił psa młotkiem i przyjechał TVN ......
I tak było całą drogę. Na szczęście Manio jest głuchy i nic nie słyszał, a Stefan wie, że kocham go najmocniej na całym świecie i ma w swoim rudym, kudłatym poważaniu takie teksty. Szkoda tylko zwierząt które miały do czynienia z tymi ludźmi.
Co do tytułowego dramatu to ....
Stefan wypadł wczoraj przez okno z pierwszego piętra.
Miałam ochotę zabić swojego Tżta za to że z radością postawił go na parapecie i jeszcze cieszył się, że kot sobie wygląda. Spadł na kostkę brukową.
Po przyniesieniu go do domu wszystko było w porządku. Całego go pomacałam, poszedł do kuwety, podjadł więc odetchnełam z ulgą. Pomyślałam: - skoro daje się dotykać wszędzie tzn. że wszystko gra.
Po kilku godzinach jednak Stefan leżał w tym samym miejscjużu i się nie ruszał i obsyczał Mania który go zaczepiał. Ja wyciągam do niego rękę a on syczy i płacze. Dotykam go w bruch, a on płacze jeszcze bardzie, no to ja w jeszcze większy płacz i histerię. Już po chwili byliśmy u belgijskiego weta, ja z twarzą zaryczaną i opuchniętą, TŻ przerażony. Obmacał go całego, sprawdził wszystkie kostki - całe, jak naciskał brzuch to Stefan płakał, ale stwierdził, że nie ma obrażeń wewnętrznych. Dał 2 zatrzyki i dziś juz jest lepiej. Stefan chodzi, zagaduje je, pije więc chyba wet miał rację choć ja mu nie wierzyłam i chciałam jechać jeszcze gdzieś na RTG. Pytałam weta jakie zachowania kota po upadku powinny budzić mój niepokój, ale nie mówił za dobrze po angielsku i powiedział, że Stefan jest za gruby i powinien być na diecie
