Ja się chyba nabawię lęku przed wychodzeniem z domu..

miałam wyjść tylko na chwile , szybko wrócić a nie było mnieprawie 4 godziny. Tym razem pod blokiem znalazłam trzęsącego się i skulonego, niemrawego Strachulca. Miał objawy podobne do objawów Kubusia tylko zdecydowanie mniej nasilone.. I troszkę silniejszy więc nie dałam rady sama zabrac go do transporterka. nie dał się złapać do klatki-łapki. Dopiero przy pomocy pani J., ktora złapała go za ogon

i utrzymała aż ja przyniosłam transporterek, udało się kocurka złapać i wyruszyłam w podróż z BIelan do lecznicy na Puławskiej.
Strachulec jest apatyczny, odwodniony, ma wysuniętą trzecią powiekę, trochę za niską temperaturę (37,5st) a z pupy wystawał mu długi kawałek robala

wetka stawia na obleńca - szczegółów (zarówno informacyjnych jak i wzrokowych) sonie oszczędziłam.
Tak naprawdę nie wiadomo co mu jest - ma założony wenflon i jeszcze dzisiaj ma dostać kroplówkę, a jutro będzie miał rozszerzone badanie krwi i jeśli zrobi qpkę to też badanie. Pierwsza hipoteza to masakryczne zarobaczenie i zatrucie toksynami, ale do konca nie wiadomo. nie byłabym sobą gdybym nie zapytala wetki 3 razy czy jest stan zagrożenia życia.Wygląda na to, ze nie.
Zaczynam nowy dług w lecznicy.
Ze starego do spłacenia mam jeszcze 600zł.
Najwazniejsze, ze Strachulkec żyje i jest już bezpieczny i zaopiekowany - inne się nie liczy aż tak bardzo, w końcu zawsze się jakoś układa, zawsze.. więc tym razem też tak będzie..
