Wczoraj trafiłam z Neską do weta. Od czasu do czasu zdarza jej się jakiś mały pawik, w niedzielę pawikowała pól dnia i potem jej przeszło. Wczoraj jazda zaczęła sie od 9 rano, kilka pawików w ciągu dnia i po moim powrocie z pracy pawik ze śliny i krwi. Wet zmierzył temperaturę, obejrzał, pomacał, osłuchał i jedyne do czego miał obiekcje to to że jak ją macał po gardziołku miała odruch wymiotny. Nic takiego nie jadła żeby mogło jej zaszkodzić, zresztą Banshee w idealnej formie a obie jedzą to samo i mają taki sam dostęp do wszystkiego w domu, roślin trujących w domu nie ma (jedynie storczyki na które koty i tak mają "wymiaukane"). Dostała nawadniającą kroplówkę, antybiotyk, lek przeciwwymiotny i nie mogła już jeść nic tego dnia, a dziś i jutro lekka dieta tylko RC Intestinal Gastro. Po powrocie do domu 7 pawików, w tym kilka śliną z krwią, od 5 rano odpukać wraca wszystko do normy, wymiotów już nie ma. Rozmawiałam przed chwilą z lekarzem, jeśli znowu by się powtórzyło jedziemy do lekarza, jak będzie spokój jedziemy na kontrolę jutro. Wiem że ona ma delikatny brzuszek ale żeby aż tak? Ta ślina z krwią mnie niepokoi.

Nie wiem czego się można spodziewać? O co pytać jutro lekarza... jakieś pomysły?

A podobno ze względu na mój stan zdrowia nie wolno mi się denerwować...
Dlaczego nie można wziąść dnia na opiekę nad kotem?
