No i d..a blada.
Telefon do pracy, od pani co wzięła ode mnie koteczkę tą bezdomna po sterylce, kotka siedzi cały czas za meblami zestresowana. Nie je, syczy na panią i pana, sika wszędzie, rzuca się na szyby w oknie, zrywa firanki.
Pani rezygnuje czego nie mam jej za złe, bo dobro kotki, jej zdrowie, a nawet życie jest najważniejsze.
Oczywiscie powiedziałam, że pojadę po nią po 13 godzinie jak wyjdę z pracy.
Zadzwoniłam do karmicielki, że kotka wraca bo nie może się odnaleźć w nowym miejscu i zamknięciu.
Schronisko w tej sytuacji zupełnie odpada, bo parę dni i było by po kotce.
Pojechałam po kotkę, przygotowana w problemy ze jej złapaniem, zaopatrzona w rękawiczki, a ona siedziała wciśnięta miedzy szafkę a ścianę i bez problemu wzięłam ją i wyciągnęłam za skórę na karku.
Bez problemu też włożyłam ją do kontenerka, ufff.
Następnie odwiozłam na stare śmieci, postawiłam kontenerek na trawie, otworzyłam drzwiczki, nie wychodziła. Karmicielka się do nie odezwała a ona wyszła i zaraz poleciała sprawdzać, czy aby wszystko jest na swoim miejscu, a miauczała przy tym, a obcierała się o wszystko dupką z podniesionym ogonkiem,

wygłodniała poszła do miejsca karmienia.
Widziałam szczęście w oczach tej kotki,

gdy ją wypuściłam w jej miejscu, i chyba to przysłowie jest jak najbardziej adekwatne do tej sytuacji -
''Lepszy na wolności kęsek byle jaki niźli w niewoli przysmaki''