Ok, musiałam małemu zabezpieczyć wenflon, bo po lecznicowym horrorze jakoś nam się wszystkim zapomniało. W taki upał robienie czegoś w lateksowych rękawiczkach to tortura
Kocurek jest bardzo odwodniony, ma wręcz zapadnięte oczy i suche śluzówki, żółte w dodatku. Temperatura ponad 40 stopni. Słania się, ma duszność. W morfologii wyszło 2 tys. leukocytów, test na pp ujemny - ale niestety podejrzenie pp jest. Chociaż teoretycznie kocurek był szczepiony w wieku 7 tygodni, tylko raz. Krew, która poszła na biochemię, jest bardzo żółta (tzn. osocze).
Kociołek (imię nadała wetka) dostał kroplówkę z duphalytem dożylnie i sam płyn pod skórę, biotrakson i coś tam jeszcze. Był słabiutki i płakał, ale też mruczał czasem (ja nie lubię jak taki chory kot mruczy

). Pod sam koniec wizyty został spsikany fipreksem i zaraz potem zaczął rzucać się i wyć, płakać, przelewać przez ręce. To musiał być zbieg okoliczności, za szybko na reakcję po fipreksie, za późno po biotraksonie. Kociołek dostał steryd dożylnie, cerenię - bo wydawało się, że ma też torsje. Chociaż cholera wie co mu się stało

Poszedł mu zielony glut z nosa, duszność miał coraz większą, ale nie dał się osłuchać, bo znowu mruczał... Koszmar po prostu. Powinien być w jakimś szpitalu, pod okiem weta

Ale - oczywiście na Żytniej nie ma miejsc, myrzapl rozmawiała z Never i Książęca też nieaktualna, na Powstańców i Gagarina nie ma co pytać, bo kot ma podejrzenie pp. I właśnie dlatego myrzapl też kocurka nie wzięła.
No i leży Kociołek u mnie w łazience, jak szmatka. Kiedy go głaskałam i opatulałam wenflon, mruczał i ugniatał. Raz spojrzał na mnie jakby przytomnie, przez chwilkę.
Jutro rano jedziemy do weta. O ile kociak dożyje, bo mam wątpliwości.
Jestem przekonana, że karmicielka przez kilka dni po prostu myliła koty. Chociaż twierdzi, że wczoraj widziała dwa burasy razem i że oba jadły

Ale to chyba niemożliwe, Kociołek nie byłby dziś w takim stanie.