Cisza, bo dzien za dniem i wlasciwie nic sie nie dzieje

. Ludzie znowu w Warszawie. Pan Staszek na badaniach kontrolnych. Mieli wczoraj wrocic, ale Teresa nie "zameldowała" sie jeszcze.
Bedziemy szczepic koty. Na razie zostaly pod opieką pani sołtys pani Moniki. U nich w domu jest tak, ze latem mozna zamykac tylko drzwi do korytarza, a drzwi wejsciowe sa otwarte i koty moga sobie swobodnie wychodzic i wchodzic gorą przez strych, a na tarasie stoi wysoki mebel i po nim sobie schodzą. Monika raz dziennie sype sucha karme, wymienia wode i jest ok. Oczywiscie koty smutne, ale czekaja bo juz sie przyzwyczaili raczej, ze duzi wrocą.
Spryciula caly dzien na drodze czeka i wyglada czy kilejny samochod nadjezdzajacy to przypadkiem nie jego najukochanszy pan.
Potem zadzwonie i zapytam czy juz są.