nie moge sobie znalezc miejsca, wiec napisze jeszcze przed pojsciem do domu (przepraszam, bez polskich czcionek)
CoToMa - nie wiem co to za kot jest jako pierwszy i nie wiem czy zyje - prawdopodbnie nie
Jesli masz na mysli filmz mojego podpisu, to byl boks dla kotow chorych.
Nie wiem jakie koty tam są, zamykają na moj widok juz drzwi do tego baraku

Rozmowa z opiekunka nic ni dala - ona nie ma czasu na rozmowy i nie obchodzi jej ze probuje wyciagnac koty z tego piekla.
Nie mam mozliwosci sprawdzic numerow tych kotow ani dowiedziec sie o nich czegokowliek - jesli jest cieplo i czesc z nich wyjdzie, widze je, to wszystko. Rotacja jest tak ogromna (czytaj: smiertelnosc) ze wiekszosci z nich juz nie ma. Podczas pierwszej wizyty widzialam mnostwo pieknych kotiw, po 3 tygodniach ich juz nie bylo i naprawde nie poszly do adopcji
Pytalam o norweskie - podobno ich nie bylo...
W dokumentacji jest ze w schronie jest 1 trikolorka, ja widzialam dwie...
Do boksu ze zdrowymi jest zakaz wchodzenia bez opiekuna i robienia zdjec - ja wchodze, ale nie daje rady w krotkim czasie spisac wszystkich numerow .... po prostu jestem tam sama i nie daje rady, chociaz naprawde sie staram. Dzis 3 godziny zajelo mi dobijanie sie do roznych ludzi i proba ustalenia co nr 2 kotow....
Nie wiem co ze zdrowymi kotami z zeszlego tygodnia - czesci nie bylo, nie zostaly wyadoptowane, ludzie przychodza po maluchy a nie po dorosle. Malutkiej i czarnego z bialymi kropkami juz nie bylo - mam nadzieje ze poszly do domu, a nie odeszly po teczowym moscie. Byly nowe koty - w tym 3 dlugowlose, stalym elementemjest tylko 3-lapek.
Dzis odmowiono adopcji malej rudo-bialej o ktora pytala Henia - bo ma zaklepany dom. Zgadza sie to z moimi wczesniejszymi informacjami...
Mili panstwo adoptowali malego kotka i umowilam se z nimi, ze wezma jeszcze jedna ruda 2 mies kotke - jak im znajde. Jutro zaloze watek na kociarni.
Potem pani przywiozla doroslego kota - znajde, ona go dokarmia ale ma alergie - faktycznie nie wygladala naajlepiej. Ublagalam zeby kota jeszcze nie oddawala, dalam adres forum, swoj telefon - poprosilam zeby napisala tu o kocie....
Potem rolnicy przywiezli 3 male koty - moze 3 miesieczne. dwa od wlasnej kotki, trzy od podrzuconej. nawijalam o sterylece, przekonywalam..... jasne, nie ma problemu... czemu im nie wierze? oprocz tego przywiezli doroslego kota bo wujek chce oddac, ma duzo zwierzkow. Kotami zajmowala sie dziwczynka w ogole nie przejmujaca sie tym, ze zostana oddane. Moze nie pownnam dizecku mowic o tym ze gotuje kotom smierc, ale nie wytrzymalam. Schron nie przyjal, bo koty spoza W-wy. I wtedy po raz pierwszy zaczelam blagac zeby wzieto koty na Paluch - bo wlasciel powiedzial, ze je wypier... oli. Poleciala za nim wolontariuszka i jak sie okazalo zadzownila do Konstancina i p. Irena zgodzila sie przyjac koty. Mam ich zdjecia - beda jutro.
Potem facet przyniosl psa na sznurku... i tak w kolko Macieju. Tam jest koszmarnie, po porstu koszmarnie. A te koty wspinajace sie na siatke, proszace o domek - to te koty z boksu dla chorych. A ilu nie widac? w baraku jest ich kilakdziesiat, ile z nich codziennie odchodzi?
Tak strasznie mi zle ze z tri sie spoznilam.... ona przyjechala na Paluch zdrowa, po niecalym miesiacu zmarla na kk..... Co moge jeszcze napisac kiedy brak slow i w gardle sciska...
Ten watek nie moj kaprys, to naprawde wolanie o pomoc - te koty tam caly czas krzycza, ja je slysze caly czas. I wiem, ze tak jest wszedzie - nie tylko w Warszawie, i dopoki nie zostanie zmienione prawo, ich dramat bedzie trwal i trwal....
A one sa takie kochane, moga dac tyle szczescia czlowiekowi....
prosze, pojedzcie tam, zobaczcie, moze komus uda sie dogadac z dyrekcja, moze zrobi zdjecia, moze dowie sie czegos, zawsze to kolejny krok do przodu...