» Śro maja 11, 2016 16:26
Re: Z piekła rodem. Leczymy dziewczyny
U nas chyba powoli nadchodzi koniec... Dziś byłam u dr Suszyńskiej. Nie dała wielkich nadziei. Powiedziała, że to prawdopodobnie końcowa faza. U Neski dołączyła się niewydolność serca na tle krążeniowym. Jest bardzo słabiutka i coraz chudsza. Doktor nawet pytała czy nie rozważam eutanazji.
Jest mi tak ciężko, że to nawet nie da się opisać. Od rana płaczę niemal bez przerwy, pieką mnie oczy i wyglądam jak zombie. Nie umiem sobie wyobrazić życia bez niej. Czuję jakby ktoś wyrywał mi serce. I zostanę tak z czarną dziurą pośrodku klatki piersiowej. Mam irracjonalną pretensję do moich pozostałych kotów, że są zdrowe i pełne energii, gdy tuż obok rozgrywa się tragedia na skalę kosmiczną. Nie wiem czy ona dotrwa nawet do poniedziałku, aż mama wróci, a bardzo bym chciała, żeby mama zdążyła się z nią pożegnać.
Oddałabym bez wahania 10 lat swojego życia za kolejnych 10 lat życia z nią. Oddałabym swoją nerkę, gdybym mogła. Zrobiłabym mnóstwo najgłupszych lub najbardziej szalonych rzeczy, żeby ją zatrzymać. Ale się nie da. Zupełnie nic się nie da, choćbym zaklinała los i modliła się do 1000 bogów. Ale przynajmniej wiem co to jest miłość, taka prawdziwa i bezwarunkowa, że nic innego nie ma znaczenia.
Myślę sobie, że teraz i w ogóle w ostatnich dniach próbuję się jakoś na to przygotować, jakoś oswoić z tą myślą, jakoś przyzwyczaić. A jednak ona tu cały czas jest, leży obok, czasem spojrzy na mnie. I jest mi łatwiej myśleć nawet o jej śmierci, bo wciąż tu jest! Ale gdy czasem uderzy mnie myśl, że zaraz może jej NAPRAWDĘ i NIEODWOŁALNIE nie być, to dostaję jakichś wewnętrznych spazmów, czuję nadciąganie rozpaczy tak wielkiej, że jest nie tylko nie do opisania, ale i nie do przeżycia.Nie umiem wyobrazić sobie przyszłości bez jej czarnego futerka i bez jej złotych oczu.