Zalogowałam się na forum, ponieważ mój 8 miesięczny kot Gustaw został właśnie zdiagnozowany z zespoleniem wrotno-obocznym, zewnątrzwątrobowym. Mam nadzieję, że moje doświadczenia i obserwacje komuś pomogą, bo sama wiem, jak niewiele można znaleźć na Internecie. A więc:
1. PIERWSZE OBJAWY: kotek trafił do nas jako 2,5 mies. szkrab. Od początku sprawiał nam wiele radości i śmiechu, głównie z powodu jego
nieporadności, która jak się później okazało jest objawem choroby. Często śmialiśmy się, że Gustawek nie chodzi, tylko toczy się (zyskał przydopek "kulakedoza", tylne łapki się mu rozjeżdżały przy chodzeniu, czy truchcie), ale myśleliśmy, że "taka jego uroda" i to może ze względu na jego tuszę. Innymi objawami nieporadności był brak umiejętności wskakiwania na nawet małe przedmioty, typu fotel czy sofa i brak umiejętności lądowania "na cztery łapy". Często spadając spadał po prostu jak kloc. Na początku te objawy zostały przez nas zignorowane.
2. OBJAWY OSTRE: jako ukochany kiciuś, Gustawek był kamiony najlepszymi karmami z zawartością mięsa 74% i łącznie 43% białka, chcieliśmy, żeby jadł zdrowo i pożywnie, więc wydawało się nam, że to dla niego najlepsze. Szybko jednak spostrzegliśmy, że po zjedzeniu posiłku, kot dostawał
światłowstrętu,
ślinił się, stawał się apatyczny i chował się do szafek, nie chcąc z nami się bawić/tulić, spał na umór cały dzień, a po przebudzeniu bardzo dużo pił.
3. PIERWSZA DIAGNOZA: najpierw ślinotoki i apatia zostały zdiagnozowane jako ząbkowanie

u lokalnych weterynarzy. Więc postanowiliśmy dawać mu tylko karmę mokrą. Po paru dniach kot dostał prawdziwego ataku.
4. OBJAWY EKSTREMALNE- ATAK: po paru dniach od postawienia błędnej diagnozy nt. ząbkowania, kot po obfitym posiłku wieczornym zaczął się ślinić, zbledł, ogarnęła go ślepota- parł na przedmioty, nie widział, chodził "po ścianach" bez celu, nie było z nim kontaktu, brak reakcji na ludzkie głosy etc., garnął jednak za naszym zapachem, posiusiał się pod siebie, w końcu dostał paraliżu- padł na ziemię z otwartymi oczyma, uchylonym pyszczkiem, kończyny wykręciły mu się w niewyobrażalny sposób... do tej pory jak przypomnę sobie ten widok, to chce mi się płakać

moja ruda kuleczka leżała na brzuchu, a jakimś cudem jego łapki sterczały do góry, tak były powykręcane ;-(
5. POGOTOWIE: o 2 w nocy zabraliśmy małego na zwierzęce pogotowie, temperatura agonalna (ekstremalnie niska) doktor dał mu kroplówki i nie dawał szans na przeżycie do rana. Podejrzewał, błędnie, pasożyty. Gustawek przeżył do rana, wstał koło południa i jakby nigdy nic przeciągnął się i poszedł napić. To był dla nas szok.
6. KLINIKA W KATOWICACH NA GISZOWCU- wspaniali lekarze! To od razu mogę napisać. Jak mały przebudził się zabraliśmy go do zaprzyjaźnionej Kliniki do Katowic. Po opisaniu objawów lekarze początkowo patrzyli na nas jak na panikarzy, wręcz niedowierzając, że jeszcze pare godzin wcześniej miał miejsce taki dramat, bo mały był znów żwawy. Zrobili mu biochemię, USG i nic nie wyszło. Polecono nam nagrać "atak" na telefon, bo nic więcej nie mogli poradzić nie widząc objawów (wydaje mi się, że nam początkowo nie wierzono). Wróciliśmy do domu (60km). Wieczorem lekarze zadzwonili zapytać jak mały się czuje, było wszystko OK. Do rana. Rano znów dostał olbrzymiego ataku. Od razu wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do Kliniki. Cała Klinika patrzyła z niedowierzaniem na stan naszego kota. Zrobiono badania wykluczające podstawowe choroby typu białaczka, pasożyty etc. Kazano nam zostawić kota do wieczora, bo nie było pewne, czy przeżyje...
Wieczorem Gustaw czuł się lepiej, wrócił do domu, po naradzie lekarze postawili diagnozę podejrzenia zespolenia wrotno-obocznego. Zalecono nam dietę (Royal Canin Renal) karmienie co 1-2godz po kilkanaście kuleczek, 2xdziennie laktuloza. Był to pierwszy koci przypadek z jakim mieli do czynienia. Ponoć choroba niezwykle rzadka u kotów.
7.
LECZENIE od czasu diagnozy kicia jest na diecie, nie miał od tego czasu żadnego ekstremalnego ataku.

po drodze robiliśmy symulację kwasów żółciowych (na czczo wyszły 8 krotnie podwyższone!), co wskazuje na bardzo wysoki poziom amoniaku we krwi. Po symulacji, by ostatecznie potwierdzić diagnozę, zostało zrobione USG z dopplerem, które wykazało, że zewnątrz wątroby jest jedno dodatkowe naczynie, przez które krew nie leci przez wątrobę, a więc nie jest filtrowana. Wada zewnętrzwątrobowa, a więc operowalna.
8. ROKOWANIA: w połowie maja operacja u dr Galantego w Warszawie polegająca na założeniu opaski na dodatkowym, niechcianym naczyniu. Po 6 miesiącach od operacji opaska na żyle dociśnie się do końca i kicia zacznie w pełni normalne życie.
Mój Gustawek życie zawdzięcza tylko i wyłącznie lekarzom z Kliniki na Giszowcu w Katowicach, szczególnie p. Katarzynie Wojtyczce. Dzięki ich dociekliwości i zaangażowaniu choroba została zdiagnozowana, mimo że nikt z lekarzy nigdy takiej u kota nie widział. Mało tego, p. Kasia towarzyszy Gustawowi przy wszystkich badaniach, ostatnio jak był na USG z dopplerem w Siemianowicach specjalnie przyjechała w niedzielę, by konsultować jego przypadek z lekarzem, który przyjechał specjalnie ze sprzętem z Warszawy (dodam, że to badanie i konsultacje również załatwiała Pani Kasia, która jest dla nas kimś strasznie ważnym teraz- wielkie serce i zaangażowanie) Trzymajcie kciuki za operację! Służę radą, jeśli ktoś by takiej potrzebował.