Świetnie się mają - jakby nie testy to w życiu nie powiedziałabym (ani nikt inny) że są chore. Zresztą one są chyba raczej nosicielami na razie, bo objawów żadnych nie mają. Fuks roznosi pokój, w którym są zamknięte - nawet udało mu się rozwalić zabezpieczenie okna z Ikei, na szczęście w dniu, w którym byłam w domu. No i moskitiera jest przybita do ich okna od zewnątrz, więc na balkon nie wyjdą. Jedynym chorym jest obecnie negatywny Justin - ma KK i byłam dziś z nim w Lupusie.
Jakby co, to "uroki życia na 2 części mieszkania" opisuję na moim wątku (link w podpisie). Negatywy i pozytywy nie mają bezpośredniego kontaktu ze sobą - w dwóch osobnych pokojach, miski i gąbki do nich, kuwety, łopatki i szufelka ze zmiotką też oddzielna dla każdego "zestawu".
Nie ukrywam, że marzeniem byłoby, by udało się znaleźć zwłaszcza dla Fuksa, ale także dla Koibito i Julinki (Frania i Justin to kind of mój problem, który jakoś będę musiała rozwiązać) nowe domy. Fuks zatruwa życie reszcie - on ma kupę energii, lata, zaczepia koty, wylewa wodę (w sposób celowy) a reszta wolałaby mieć trochę spokoju. Koi najlepiej mam wrażenie odnalazłaby się w niezakoconym lub małozakoconym domu - dzięki czemu miałaby człowieka na wyłączność. No ale póki co ogarniamy się i przeorganizowujemy życie - skoro słodkie małe kociaki mają problem ze znalezieniem domu, to co dopiero marzyć o domkach dla FeLVków... Jeśli nawet się znajdą, to nieprędko.
Na razie nie startuję żadnej intensywnej terapii, bo nie bardzo widzę powody - dodaję tylko do karmy beta-glucanu i jakoś tam idzie
