Jola z Ewą uwijały się BARDZO sprawnie, przepakowując kolejne koty do kontenerów, Kubuś bardzo przejęty dzielnie pomagał babci, a ja znalazłam sobie jak zwykle wygodną synekurę - zajęłam rozmową 2 miejscowe lokatorki - karmicielkę i "sympatyka", całkiem miłe, ale oczywiście przeszkadzające w łapance samą obecnością i robieniem tłoku. Tak więc ja stałam sobie z karmicielką i panią towarzyszącą, usiłując ustalić ilość i wiek kotów, a Ewa z Jolą biegały od klatki do klatki, uzupełnialy przynętę, nastawiały i - co najtrudniejsze - przekładały złapane koty do kontenerów. Całe szczęscie, że maiałysmy aż 4 kontenery, bo po chwili złapał się kolejny kot - czarno-biały:

Z wywiadu z karmicielką i "sympatykiem" wiedziałam, że kotów jest 8, czyli zostały 2 rudo-biały (być moze kotka), który kręcił się od poczatku, ale był cwany i do klatki nie wchodził, tylko próbował wyjadać karmę z zewnątrz, oraz pręgowany, który nie pokazywał się od poczatku łapanki. Czarno-białego nie było już dokąd przesadzić z klatki-łapki, a po chwili do drugiej klatki wlazł w końcu rudo-biały (tak zajął się jedzeniem, że nawet nie zauwazyl, że mu się klatka zamknęła

).

Miałyśmy komplet - 4 wypełnione kontenery (w jednym 2 kociaki) i 2 wypełnione łapki - kiedy pojawił się pręgowany. Perspektywa ponownego ciągnięcia się z klatkami na Dowborczyków była tak mało atrakcyjna, że Jolka podjęła desperacką próbę wzięcia do ręki przestraszonego czarno-białego kocura i przesadzenia go do mniejszej klatki do biało-rudego, wtedy do większej mogłybyśmy łapać pręgowanego. Łapanie ręką nieoswojonego kota było dość ryzykowne, ale na szczęście okazało się niepotrzebne, bo w tym momencie podeszła do nas pani "sympatyk" niosąc pręgowanego po prostu na rękach. Dopakowałysmy go do większej klatki (do biało-czarnego)

i pozostało tylko czekać z całym majdanem na transport.

Zaprzyjaźniony z Ewą taksówkarz załadował 4 kontenery i 2 klatki do samochodu i ewa pomknęła z nimi do Tropa. Niestety, Trop nie mógł przyjąć "maluchow" i po konsultacji z annskr Ewa przerzuciła je do Futrzaka (niestety, nie ma tam talonów, więc musimy zapłacić za 2 sterylki).
Po sterylizacji 5 kotów wróci na Dowborczyków. Ale maluchy (które okazały się całkiem nie dzikie) i bury oswojony powinny trafić do adopcji. szukamy im na cito domów, choćby tymczasowych.
edit: Ewa kazała dopisać, że maluchy w futrzaku mają biegunkę i najpierw muszą się z tej biegunki wyleczyć, zanim będą mogły być ciachnięte. Aha, to jest parka - chłopczyk i dziewczynka.