


Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Ada5 pisze:Dziewczyny! Dziękuję za wszystkie słowa od Was. Podtrzymujecie mnie niesamowicie na duchuIwonami - to, że popadam w chwile zwiątpienia, nie znaczy, że zaprzestanę go szukać!!! Ja się nigdy nie poddaję. Mam czarne momenty, załamuję się, płaczę, ale potem ubieram się, wychodzę i robię dalej to, co wydaje mi się najbardziej sensowne. Nie wiem, czy to rzeczywiście jest najlepsze, co mogę zrobić - nie udało mi się przecież złapać Racucha, kiedy jeszcze był w pobliżu - ale na pewno nie zaprzestanę. To mój ukochany kot i nie zostawię go tak
. Wiem, że na mnie czeka. Jeśli chodzi o poszukiwania, to zawiozłam budkę w miejsce, gdzie zawsze znika jedzenie, czyli koło opuszczonego domu. Na podwórku tego domu jest masa kocich śladów - w nocy spadł świeży śnieg i było dobrze widać, że tak, jak przypuszczałam, to miejsce, gdzie koty się chowają. Poza tym rozmawiałam z dziećmi, które mieszkają obok. Nagroda chyba poruszyła ich wyobraźnię, więc liczę, że będą się rozglądać. Rozmawiałam też ze spacerującą z wózkiem matką, która nawet zapisała sobie w telefonie mój numer
Jadę tam jeszcze koło 23. To tyle na dziś.
Iwonami pisze:Tak mi teraz przyszła do głowy historia mojej znajomej, mieszkała w sąsiednim domu. Od pokoleń jej teściowa, potem ona dokarmiały koty, mieszkały w ich piwnicy. Stamtąd pochodzą moje obecne koty i poszukiwana Ogrynia. Kiedyś zaopiekowałam się "jej" kotką, która przewędrowała z ogrodu sąsiadki na moje podwórko, bo gnębiły ją tam jej kocie dzieci.
Dzięki niej poznałam potem sąsiadkę.
Tak więc ona znała dobrze Piglunię, zresztą to ona nadała jej imię. Piglusia była kotką wyjątkowo gadatliwą. Stale coś tam gadała gdy spacerowała po domu i zawsze gdy się ją zawołało imieniem, odpowiadała.
Pewnego dnia sąsiadce zaginął jej domowy kot. Musiał wyjść niezauważony przez drzwi. Szukała go dosłownie wszędzie. Przepadł bez śladu. Pomyślała, że być może jest w piwnicy, razem z wolnożyjącymi. Chodziła tam wielokrotnie, wołała. Odzewu nie było. Pewnego dnia poszła tam jak zwykle raz na jakiś czas, z latarką, żeby posprzątać i w stercie desek zauważyła swiecące oczy.
Był to jej zaginiony kot. Wystraszony, brudny......
Gdy mi opowiadała tę historię mówiła do mnie, że gdyby tam siedziała Piglunia, to z pewnością by się odezwała, a ten jej kot, gdyby nie przypadek, pewnie zostałby tam na zawsze. Bo przecież tyle razy była w tej piwnicy, wołała, szukała ....
Weż to może pod uwagę gdy będziesz szukała Racucha. Zawsze miej przy sobie latarkę. A nuż wypatrzysz gdzieś Racuszkowe oczy
Ada5 pisze: Dziś telefon ze szpitala. Pojawił się nowy kot, rudy. Ale pani, która zadzwoniła, stwierdziła że kot jest cały rudy i jednak nie wygląda jak Racuch.
Ada5 pisze:Dziś telefon ze szpitala. Pojawił się nowy kot, rudy. Ale pani, która zadzwoniła, stwierdziła że kot jest cały rudy i jednak nie wygląda jak Racuch. Ale obiecała, że będzie rozglądać się dalej. Po pracy na wszelki wypadek pojechałam go obejrzeć, ale na całym terenie szpitala, a jest duży, położony w lesie, złożony z kilku pawilonów, żadnego kota nie spotkałam, nawet tych, które były w zeszłym tygodniu. W rejonie wskazanym przez jasnowidza wszystkie miski wyjedzone, ta z budki też. Wokół milion kocich śladów, ale żadnego kota nie widziałam. Kolejne ogłoszenia rozwieszone. Mama w lepszej formie, więc pojechałyśmy razem. Obkiciałyśmy razem teren wokół opuszczonego domu. Ale ciągle nic.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 58 gości