Wracaliśmy dzisiaj rano z działki od znajomych w okolicy Warszawy za Markami.
Przy wyjeździe na trasę z drogi dojazdowej jak to zawsze rano mały korek, bo nie ma świateł. Zatrzymaliśmy samochód i TŻ zobaczył po prawej stronie próbującego iść w naszą stronę koteczka, szylkretka. Spojrzała na nas widać było że ma uszkodzoną łapkę, zapewne złamaną, bo trzymała ją w górze, nie mogła na niej stąpać i była wyraźnie powiększona.
Szybka decyzja zanim ruszymy, bierzemy..wybiegłam złapałam w boki, nie uciekała i ruszamy. W samochodzie buchnął smród od łapki. Owinęliśmy chusteczkami i byle do weta. Pod wpływem dotyku od razu zaczęła mruczeć kotika...
W Markach przepakowanie naszych kotów do samochodu, transporter dla małej i wtedy zobaczyliśmy stan jej łapki, ona po prostu chodziła, pełno było na niej białych larw muchy..... nie zapomnę tego widoku...
Pojechaliśmy do weta, dostała znieczulenie i mogła dzielna dr Cetnerowicz zabrać się do zdejmowania robali i oczyszczenia łapy. Rana na całą łapę, z podgniłym już mięsem i mnóstwo robali ....
Okazało się że ma przecięty również brzuch około 4 cm na szczęście nie uszkodzone ma wnętrzności i tylko przeciętą skórę, ale tam też pod skórą było mego robali .... o matko, nawet ciężko o tym pisać... Jak ona musiała się męczyć...
Po prześwietleniu okazało się że łapka jest w dwóch miejscach złamana, pewnie samochód ją potrącił, to spojrzenie było błaganiem o pomoc. Gdybyśmy jej nie zabrali, nawet nie chcę o tym myśleć....
Złamania nie są poważne, ale ze względu na ogromną ranę nie można było założyć zwykłego gipsu. Panie założyły gips z okienkiem, pięknie z resztą.
Najpierw gorączka 41, potem 35 i poduszka elektryczna. Na razie liczy się tylko żeby przeżyła, łapka czy uda się ją uratować, zobaczymy. Krwawiła w niektórych miejscach, zatem jest szansa że raczej tak ... oby.
Na razie nie można jej zszywać, musi się goić sama, to co można i da się zeszyć będzie zrobione w piątek, jak jej stan się poprawi.
Ale Liza chce żyć, nie po to wyszła do nas na drogę .... nie po to przeżyła ten wypadek. Jest takim mruczusiem jakich mało, nie słyszałam żeby kot mruczał tak głośno.
Jest teraz w naszej łazience, co 2 godz mierzymy temperaturę, na razie cały czas 37, więc nie jest źle. Ale mruczy i pakuje się na kolana mimo ran i gipsu, pragnie człowieka.
Mamy nadzieję że da radę, jadła już chrupki, kurczaka z ryżem nie chciała, ale na te chrupki dla juniorków się rzuciła, piła dużo zatem to dobre znaki. No i miziać miziać miziać...

Ale mieliśmy przeżycie, teraz strach na urlop wyjechać



Zdjęcia zrobione, pokażemy się ciocią, LINKI TYLKO DLA TYCH O SILNYCH NERWACH, nie wygląda to najładniej.
http://img179.imageshack.us/img179/8011 ... 080cn2.jpg
[img=http://img185.imageshack.us/img185/6930/szewnicaliza0708081la3.th.jpg]
[img=http://img186.imageshack.us/img186/391/szewnicaliza0708082wl1.th.jpg]
[img=http://img375.imageshack.us/img375/6671/szewnicaliza0708085xb1.th.jpg]
[img=http://img375.imageshack.us/img375/1298/szewnicaliza0708088zu2.th.jpg]
[img=http://img185.imageshack.us/img185/2859/szewnicaliza0708092av0.th.jpg]
Przytulak:
[img=http://img186.imageshack.us/img186/1918/szewnicaliza0708105qo1.th.jpg]




Jutro jedziemy do weta na kontrolę i przemycie ran.
Jeszcze po przemyciu w domu wyjmowaliśmy z łapki małe robaki pensetą, nie będą już więcej zjadać mojego skarba.
Padam już po tych przeżyciach i wszędzie widzę robale, nie mówiąc już o swędzeniu całego ciała

Do jutra wszystkim i trzymajcie kciuki za Lizunię, żeby było dobrze !!!!!