
A teraz moja sprawa:
Mieszkam na wsi i opiekuję się małą, w połowie dziką rodzinką - 2 dorosłe kotki i 3 małe kociaki. Młode mają około 3 miesięcy. U dwojga z nich zauważyłam niestety problemy z oczami - najpierw było łzawienie, potem silne ropienie... Jeden kociak ma dalej zaropiałe oczko (tylko 1), ale drugi jest w coraz poważniejszym stanie... Dzisiaj się jeszcze bardziej przeraziłam, ma bardzo napuchnięte i czerwone śluzówki, zwłaszcza przy dolnych powiekach.
Już od dawna widziałam, że potrzebna by była pomoc, ale kompletnie nie wiem, jak się do tego zabrać, ponieważ maluchy są strasznie płochliwe. Dorosłe kotki są oswojone, same przychodzą po pieszczoty, nie ma problemu z kontaktem, ale maluchy... To zdrowsze względnie da się pogłaskać - tylko przy misce z jedzeniem, to bardziej chore nigdy nie pozwala się zbliżyć, ucieka. Od początku jestem ostrożna, staram się nie wykonywać gwałtownych ruchów, mówię łagodnym głosem, nigdy nie próbuję dotykać na siłę, mimo tego nie mogę go oswoić. A teraz widzę, w jakim jest stanie i serce mi się kraje, że nie mogę pomóc

W takiej sytuacji nie jestem w stanie złapać maluchów i przetransportować ich do weterynarza. Niestety finansowo też nie jest wesoło, więc mam mocno ograniczone możliwości, nawet nie wiem, ile kosztowałoby leczenie kociaków u weterynarza... A bardzo chciałabym im pomóc!
Może macie jakieś sugestie, jak się do tego zabrać, co robić? Wiem, że nie oswoję ich w ciągu 2 dni, pamiętam jak było z ich mamą - Czarna kilka miesięcy nabierała do nas zaufania, a zachowywała się dokładnie tak jak one. Ale przecież chyba nie mogę patrzeć z założonymi rękami i czekać...
Co mogę jeszcze zrobić?