oraz cała szacowna Chmaro Zwierzat Towarzyszacych - z dumą, bez uprzedzenia, przedstawiam Spółkę ZOO - jedyną taką Spółkę u Solangeliki

Za kolejnością przedstawią się: Felek, Fiona, Fumik, Gluś oraz Kalif.

Metryczka:
Data urodzenia: sierpień 2008
Data przybycia do nas: 5 października 2008
Umaszczenie: Bialo-bure, plamki na grzbiecie, biale skarpetki, biala koncowka ogona, bialy brzuszek. Jasny rozowy nosek.
Stan zdrowia: kłopoty z odpornością, plamka na oku. Stan ogólny dobry. Sklonnosci do zatykania noska i zaziebien. Wykastrowany, zaszczepiony, odrobaczony.
Status: Pierwszy Rezydent (Skutek i Przyczyna, na poczatku byl Felek...)
KOT NIEWYCHODZĄCY.
Zacznę od tego, że nie planowalam kota. Ba, nawet za nimi jakos szczegolnie nie przepadalam. Owszem, poglaskac, dac cos do jedzenia ale potem "idz w pokoju, kocie" a ja wracam do swojego psiego swiata - bo psiara bylam od zawsze, psy kochalam i kocham do tej pory.
Akcja Zerwijmy Łańcuchy, piekna pazdziernikowa niedziela 2008. Razem z TŻem i kolezanka jedziemy po happeningu na poszukiwania suczki ktora uciekla nieodpowiedzialnym nowym wlascicielom kilka dni po adopcji. Psa szukalo kilkadziesiat obcych osob, wolontariuszy, podczas gdy rodzina dopiero po dwoch tygodniach powiesila na osiedlu trzy ogloszenia... Niestety, nie udalo sie jej odnalezc.
Za osiedlem, na ktorym zaginal pies, znajduja sie smietniki i las, tuz na jego obrzezu -stara brudna szopa. W tej szopie cos darlo sie na cala okolice do tego stopnia, ze postanowilismy sprawdzic, komu sie dzieje krzywda.
Przez waski otwor, na szerokosc wyjetej deski, zauwazylismy stare meble, m.in. zasyfiony do granic mozliwosci rozwalony stol. Na stole, podrygiwala smiesznie wrzeszczaca malutka kulka. Kotek, maluszek, na oko - moze dwa miesiace. Jak mnie zobaczyl, zaczal sie tak dziwnie kulic, jakby ze strachu, kulił głowkę, piszczal dalej... Nie wiedzialam, co robic, moje doswiadczenia z kociakami byly raczej mizerne - pomijajac epizod lapania czterech kociakow u ciotki na wsi, ale to bylo dawno temu. Kolezanka kazala wsunac mi reke i zobaczyc jak zareaguje. Balam sie... A co jesli mnie ugryzie? A co jesli spadnie ze stolu, przerazony? Z tylu lezala masa starych rupieci, jakies pekniete szyby, blachy... O świety Franciszku, pomoz, pomyslalam i pomalu wsadzilam reke do srodka. Kotek odsunal sie od niej i zastygl, przestraszony, ale po chwili zaczal pomrukiwac i piszczec. Zakicialam... Bał się ludzkiej reki, ale jednoczesnie garnął się do niej. Byl taki malutki, zalosny, delikatny...
Wyjelam kociaka z szopy. Stalam tak przez chwile trzymajac go w rekach, a on przytulal sie do mnie i patrzyl tymi swoimi malymi slepkami. Zauwazylam, ze ma brudny nos i zaropiale oczy - dookola pyszczka zastygla jakby ciemna krew...? Pomyslalam wtedy, ze byc moze skaleczyl sie w tej szopie, moze wsadzil gdzies rozowy wszedobylski nos. O kocim katarze nie wiedzialam wtedy nic. Stalismy tak i patrzylismy na siebie, gdy nagle zaszczekal pies mojej kolezanki. Kociak przestraszyl sie i zwinnie wskoczyl na drzewo rosnace tuz za nami, jak akrobata wbijajac sie pazurami w kore. Co za przemiana! W jednej chwili malutka przerazona puchata kuleczka zmienila sie w pyskujacego kociego demona. Nastroszyl siersc i ogon, pies szalal pod drzewem. Kolezanka odciagnela szczekacza i kociak pozwolil sie zabrac na rece. Momentalnie usiadl mi na ramieniu i zaczal sie wtulac w moje wlosy...
Niedaleko szopy rezydowala kotka, z przepieknym miotem burych kociat - maly jednak nie wygladal na jednego z nich. Postanowilismy sprawdzic, czy to nie jest jego rodzina - jednak kotka na widok malucha zareagowala agresja. Maly na moich rekach zaczal syczec i stawiac sie, wiec szybko poszlismy stamtad.
Zapadla decyzja, ze kota trzeba zabrac. Tymczasem maly znow wdrapal sie na moje ramie i wtulil sie w moja szyje, miedzy wlosy. I tak sobie siedzial. Byłam bezradna, nie wiedzialam kompletnie, co robic i jak sie zachowac. Znalam tylko zachowania psow, a one raczej nie siadaja ludziom na ramionach... Gowniarz wplatywal sie w moje wlosy, probowalam zachowac resztki godnosci i wyplatac go stamtad bez szwanku dla siebie, ale chyba mi nie szlo... Spytalam wiec kolezanki "Co on robi?" w duchu wyobrazajac sobie ze jutro do pracy pojde calkiem lysa.... Kolezanka usmiechnela sie i odpowiedziala "Mamusie sobie znalazl", patrzac wymownie w moja strone.
O nieee, co to to nie! zaprotestowalam stanowczo, probujac zdjac kota z ramienia. Nie ma mowy, zadnego kota nie biore, my nie mozemy miec kota, mamy psa i prawda?? Odwrocilam sie do TŻa w poszukiwaniu wsparcia i... wyraz jego twarzy lekko mnie zaniepokoil. Wlasciwie to wiedzialam co chce powiedziec.
"...moze bysmy sprobowali?" spytal niesmialo. Skapitulowalam, z kociakiem wplatanym w moje wlosy.
Powrot do domu trwal ok pol godziny. Jechalismy samochodem, ale nie pamietam z tej podrozy nic innego, oprocz widoku kociatka wtulonego w moj sweter, ugniatajace lapkami moj biust i reke. Mruczal cichutko, pierwszy raz w zyciu czulam ak kocie cialko wibruje od tego glosu. Magiczna chwila...Pozyczylismy od kolezanki kontenerek, klatke, zwirek i karme. Wracalismy autobusem, kociak walnal bardzo smierdzaca kupe i zostal gwiazda wsrod pasazerow. Nazwalam go Cicik, po slasku oznacza to cos kosmatego - piorko, futerko, a on byl taka kupka futra... 85 dkg kociaka.
Ostatecznie został nazwany Felkiem. Felkiem z Lasu.
Jedno z jego pierwszych zdjęć - tutaj z kocim katarem, bezpiecznie zagrzebany w szafie mojej mamy. Na drugim zdjeciu: w czasie andrzejkowych wróżb pilnuje, żeby nikt stołu nie wyniósł



... a taki nam Felek urosl:


Metryczka:
Data urodzenia: marzec 2008
Data przybycia do nas: połowa listopada 2008
Umaszczenie: Bury grzbiet, bialobury brzuszek z rudymi dodatkami. Ciemny puchaty ogon. Na policzkach "indianskie" pręgi, pod brodą rudobura kreska.
Wysterylizowana, zaszczepiona, odrobaczona.
Status: Pierwsza Rezydentka (Królowa jest tylko jedna....)
KOT NIEWYCHODZĄCY.
Listopad. Późny wieczór. Dzwoni do mnie kolezanka, dowiedziala sie, ze niedaleko jej miejsca pracy w klatce schodowej bloku paleta sie kot. Kot jest proludzki ale bardzo przestraszony, ktos go dokarmia, ktos go przegania - grozi mu ze ktos sie go w koncu pozbedzie. Czy moge wziac kota na tymczas? Jasne ze moge... Przygotowalam pokoj, poscielilam sobie lozko - zostane na noc z kotem, zeby sie nie bal...
Przyjechalo przerazone kocie istnienie, ktore nie chcialo zejsc Joli z kolan. W samochodzie owinal sie dookola jej szyi i mruczal, mruczal a Jola plakala. Nieswojo sie czulam odrywajac stworzenie od niej, ale jak trzeba, to trzeba... Wpuszczony do pokoju kot od razu wszedl na lozko i usiadl grzecznie w nogach, owijajac ogonkiem lapki. Wygladal jak porcelanowa figurka. Patrzyl nieufnie, waskimi oczami, przerazony, spiety, wygladal jakby byl chory. Widac, ze to domowy kot - kuwete wykorzystal na wstepie, miseczke zlokalizowal, wode wypil. W lozku trzymal sie z dala od poduszki, jakby wiedzial ze tam nie wolno. Przycupnal grzecznie w nogach lozka - domowy kot. Ktos go wyrzucil ale dlaczego?
Nazwalam znajde Flores. Bo przypominal mi Kota w Butach. I mial w oczach tajemnice....
Na drugi dzien zarzygal mi pokoj glistami. Wzielam wolne, zawiozlam kota do weterynarza.... tajemnica wyjasnila sie. Flores byl kotką, w wieku przedrujkowym, ok pol roku. Prawdopodobnie ktos chcial oszczedzic sobie klopotu... i pozbyl sie kotki z domu. Flores stal sie wiec Fiona, ktora okazala sie byc indywidualistka z charakterkiem i koszmarnym swierzbem. Swierzb ostatecznie zostal pokonany a ja nabylam nowe doswiadczenie.
Fiona trafila do kacika adopcyjnego programu Kundel Bury i Kocury, ale nikt po programie w jej sprawie nie zadzwonil. Pamietam jak siedzialam z nia na korytarzu telewizji, w otoczeniu innych wolontariuszy ze zwierzetami do adopcji... I tak naprawde uswiadomilam sobie, ze nie chce jej oddawac. Po powrocie do domu moj TZ oznajmil mi ze caly czas modlil sie, zeby po Fione nie zadzwonil nikt....
Zostala wiec z nami. Zaczela od bliskiej znajomosci z Psem, ktore wcale sie nie bala. Kalif byl na poczatku lekko zdezorientowany a momentami zirytowany - nikt do tej pory nie strzelal mu barankow, nie obwachiwal czule pyska, nie probowal wylizywac lap (fffuuuuj), nie asystowal podczas jedzenia. Kradziez psiej suchej karmy stala sie ulubiona rozrywka Krolowej, ktora w niedlugim czasie podporzadkowala sobie Felka i probowala podporzadkowac nas. W przeciwienstwie do swojego towarzysza, Fiona jest bardzo dobrze wychowana kotka. Doskonale wie, czego jej nie wolno, reaguje na imie, przychodzi na wolanie. Puchata, pewna siebie, nieco manieryczna i chimeryczna - ot prawdziwa Kocia Dama

Z racji strzelania fochow otrzymala miano Obrazalskiej Mimbli, oraz Membrany. Moja mama jest w niej zakochana - to jedyny kot, ktoremu pozwala wchodzic do swojego pokoju i zapolowac na muchy. I jedyny ktorego chwali za dobre zachowanie

W Telewizji, przed nagraniem programu - Fiona wyjatkowo mocno wtulala sie we mnie, jakby przeczuwala ze moge ja w kazdej chwili oddac...


Królowa jest TYLKO JEDNA!


Dzisiaj Fiona wyglada tak:


Metryczka:
Data urodzenia: 2009 (marzec?)
Data przybycia do nas: pazdziernik 2009
Umaszczenie: rysiowaty, ciemne oczy, wloski na czubkach uszu.
Stan zdrowia: dobry, wrazliwy na zmiany temperatury. Wysterylizowany, zaszczepiony, odrobaczony.
Status: Najpierw DT, potem awans na Drugiego Rezydenta
KOT NIEWYCHODZĄCY


Metryczka:
Data urodzenia: marzec 2009 (?)
Data przybycia do nas: pażdziernik 2009, razem z Fumikiem
Umaszczenie: czarne, ale skore ma jasna. Do tego wybitnie wielkie

Stan zdrowia: ogolnie dobry, wrazliwy na zimno, bardzo bardzo płochliwy kot. Wysterylizowany, zaszczepiony, odrobaczony.
STATUS: Najpierw DT, potem awans na Trzeciego Rezydenta
KOT NIEWYCHODZĄCY
Fumik i Glus sa kotami ktore przyjelam na DT nawiazujac wspolprace z AFN. To moje pierwsze fundacyjne koty...
Mialam przyjac na tymczas koty dopiero po operacji oka. Okazalo sie jednak, ze fundacja w trybie natychmiastowym musi zabrac kilkanascie kotow z lokalu, w ktorym do tej pory spokojnie egzystowaly. W takiej sytuacji zglosilam sie od razu, bo potrzeba bylo odciazyc przepelnione DT.
Nasz wybor padl na Glusia - wlasciwie to od pierwszego wejrzenia i ja i TŻ zakochalismy sie w tym uroczym strachulcu. Mój pierwszy kontakt z Glusiem w lokalu fundacji (Wielopole)polegak na tym, ze weszlam z TŻem do lokalu i nagle cos czarnego smignelo nam kolo nog. To byl wlasnie Glus

Pozniej udalo mi sie go wyglaskac i faktycznie, malenkie czarne diablatko rozkosznie mruczalo przy glaskaniu ale obrzucalo mnie spojrzeniem rodem z dna piekiel... Fumika praktycznie nie widzialam przez wiekszosc wizyt na Wielopolu. Udalo mi sie go kilka razy poglaskac, nie uciekl bo byl zajety chrupaniem chrupek - byl tak niesamowicie spiety ze mialam wrazenie ze jest z drewna.
Oba koty sa zlapane na Prokocimiu w Krakowie. Glus pochodzi spod balkonu jednej z kolezanek, Fumik z okolicznych dzialek. Przez pierwszy okres pobytu u nas glownie siedzialy w klatce.
Fiona na ich widok przepadla obrazona na ponad tydzien (nawet nie wchodzila do pokoju w ktorym byli "obcy"), syczala, fuczala, machala lapa a do nas miala pretensje nie z tej ziemi.
Kalif obszczekal koty, po czym dostal lomot lapa i od tej pory przestal szczekac

Kilka razy nie bylo nas w domu -raz musielismy wyjechac, innym razem ja przepadlam na tydzien bo bylam w szpitalu. Gdy wrocilam po tak dlugiej nieobecnosci, dzikawy i nieprzychodzacy do mnie Glus zaczal strzelac mi baranki w reke, kladl sie na mnie i mruczal, Fumik prawie ze mnie nie schodzil... Rezydenci rowniez nie odstepowali mnie na krok, ale widzialam olbrzymia zmiane zachowania zwlaszcza Glusia i Fumika. To bylo niesamowite

Przyznam ze docelowo myslelismy o tym, ze jesli tylko Fumik i Glus dogadaja sie z psem i kotami to zostana z nami na wieki wiekow.
Bezpieczna kryjowka w nowym domu - nie wyciagniesz stamtad kota, chocby nie wiem co...

Fumk znalazl sobie kolejna kryjowke...ale zostal nakryty:

Glus odpoczywa w koszyku psa, ale zaraz prysnie pod lozko...

Kot ukryty w Szafie - Fumik polowicznie przyjazny czlowiekowi:

Slynne spojrzenie Glusia, ktore zauroczylo nas od poczatku:

...tu w wersji: ZNAJDZ KOTA



Data urodzenia: 2002 (wg ksiazeczki ze schroniska)
Data przybycia do nas: luty 2007, razem z moim TŻ-em zamieszkal ze mna. U TŻ-a od 2005 r., wtedy został wzięty ze schroniska.
Stan zdrowia: Ogólnie dobry. Przeżył wiele do momentu schroniska. Po schronisku: przezył jedna operacje pod narkoza na skutek ataku psa bez kaganca, niedawno zaatakowany przez dwa psy bez kagancow - na szczescie udalo mi sie go obronic. Niekastrowany, szczepiony, odrobaczony. Na dniach kolejne szczepienia i odrobaczanie.
STATUS: Pan Pies, Naczelny Ściemniacz Rzeczypospolitej.
PIES CODZIENNIE WYCHODZĄCY (W KAGANCU, NA SZELKACH I SMYCZY).
o Psie napisze jeszcze kiedy indziej, a na razie wkleje kika fotek:
Przepraszam, nie mam zegarka....

Cale lozko dla mnie!

Kalif i jego wielbicielka - Fiona

Na to oczko poderwalem juz niejedną panienkę


Dobranoc...

Miłośnik szantow, fajeczki i morskich opowiesci:

Za duże zdjęcia zostały zamienione na linki. K
EDIT: zdjecia zmniejszone, mam nadzieje ze teraz beda dobre
