Niestety nie mogliśmy go zabrać, bo byliśmy na piechotę i nie mieliśmy ani jednej ręki wolnej. Kotek wyszedł z trawy, miaukał i biegł za nami, a ja do tej pory mam przed oczami widok jednego oczka błyszczącego w świetle latarki...
Chcieliśmy po niego wrócić dziś rano, ale znajomi, którzy wieźli nas z Wejherowa do domu, musieli już wracać, a my z nimi, bo jesteśmy niezmotoryzowani.
Gdyby to była inna sytuacja, albo gdybyśmy mieli swoje auto, to byśmy zwinęli kociaka za pazuchę i już by siedział w ciepłym pokoju, a teraz to nawet nie wiemy, czy jeszcze żyje bo tej nocy było mroźno
Stąd moja wielka prośba do osób z Wejherowa lub okolic - czy znajdzie się osoba, która sprawdzi, czy ten kotek tam jeszcze jest i przechowa go dla nas do czasu znalezienia transportu?
Kot był na nieużywanych torach w kierunku Żarnowca, między końcówką ulicy Przemysłowej, a takim dosyć długim mostem na jakiejś rzece. Ten odcinek ma jakiś kilometr, ale kociak był tak raczej po środku - już za bocznicą, ale sporo przed mostem. Szliśmy tymi torami z Wejherowa w stronę miejscowości Orle, kociak był na ścieżce po lewej stronie torów. Bardzo garnął się do ludzi, wbiegał pod nogi... To są tereny przemysłowe, obok nie ma chyba żadnych zabudowań mieszkalnych, nie mam pojęcia skąd on się tam wziął.
Proszę, jeśli ktoś może, to niech sprawdzi, czy on jeszcze tam jest...
Chce mi się wyć, jak pomyślę, że może zamarzł, bo go nie mogliśmy zabrać
Głupie 250 kilometrów, a taka bezsilność...









