
"Odzyskałam" trzeciego malucha, z tych dwóch, które matka wyniosła z piwncy. To czarna kociczka z charakterystycznymi rudymi plamkami.
Wczoraj do p. Marty facet przyniósł to kocię, które darło się wiele godzin na podwórku pod drzewem.
Oj matula - głupiatka, mogła siedzieć bezpiecznie w piwnicy zamiast gubić dzieci po okolicy. Wiem, wiem - natura, instynkt każe zmieniać miejsce.
Tak się martwię o czwartego. Szukałam wczoraj, nadsłuchiwałam.
To są dylematy. Gdybym zabrała matce dzieci jako oseski, to byłby problem z ich wykarmieniem. Poza tym cierpienie kocicy - przerwana nagle laktacja, często stany zapalne.
Zdecydowałam czekac aż same zaczną jeść, też problemy. I tak muszę karmić smokiem. Do tego nerwy, obawa o czwartego.
W przeciwieńśtwie do braciszków, które ssą smoka aż uszki im falują, czarnulka nie chce jeść. Może jakas infekcja się rozwija, nie wiadomo jak długo leżała na ziemi. Mogla się przechłodzić.