pani Anna jest karmicielką na Nowej Hucie współpracującą z fundacjami. to nie jest tajemnicą. po raz kolejny ktoś więc jej wetknął kota - tym razem podszedł na hali targowej i po prostu wręczył, mówiąc, że "znaleziony". p. Anna ma do tego sceptyczny stosunek, no ale wzięła - inaczej małe by zamarzło.
małe już po wizycie u weta; dostało malutką porcję fiprexu na kark i 1/8 jakiejś tabletki odrobaczającej (mam to gdzieś zanotowane). nie ma kociego kataru (choć z ostrzeżeniem, że może się rozwinąć - w końcu trochę z nią po mieście jeździłyśmy), nie ma też świerzba, wg wetki jest wcale nieźle odkarmione. wg mnie jest okropne

jak już mówiłam, to ona - 2,5 do 3 miesięcy. chyba nazwę ją Fari.
zainstalowana w łazience, dostała kuwetkę z drewnem, jedzenie i picie. wg pani Anny pije wodę sama, w razie czego w pogotowiu mamy kocie mleko. łazienka ma krateczki na dole, więc było już posykiwanie ze strony Łajzy, włącznie z takim buczeniem jak w silniku


(ale potem przyszedł się pomiziać i tak, człowiek fajniejszy od obcego kota.)
babcia niezadowolona - wyobrażała sobie chyba małą puchatą kuleczkę, a mamy kościste nieszczęście z robakami. ostrzegałam ją wczoraj jak mogłam, ale dopóki nie zobaczyła, to chyba nie wierzyła. oznajmiła mi już, że dojrzała do decyzji, żeby tego kota oddać. gdzie? komu? schronisko to umieralnia. proszę o kciuki, bo tu może być nieprzyjemnie jeszcze

no i zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/107940624420217857767/Fari