Ciocia Duszek zabrala go ze schroniska, bo Marti sie bardzo stresowal, nie wychodzil z budki i łapka po amputacji nie chciała się goić.
Wczoraj przyjechał do nas i na chwile pobiegł za kanape, ale po 2 godzinach zacheciłam go do wyjscia i juz z nami został:)
Od razu polubil wszystkich gosci, szczegolnie tych ktorzy nie odmawiali głasków. Reszte wieczoru spędził na czyichś kolanach:)))
Marti to super kot. Gdy sie boi powarkuje, ale zero w nim agresji. Spragniony jest pieszczot.
Widac, ze nie bardzo rozumie czemu nagle niewygodnie mu sie chodzi - w koncu brakuje łapki:( Gdy chodzi powoli to kuśtyka, jeszcze nieporadnie zeskakuje z mebli, ale widać, ze zupelnie sie tym nie deprymuje. Ja sie oczywiscie martwie jak on upada na tyłek, ale nawet przez chwile nie lezy tylko od razy wstaje i idzie dalej.
Troszke boi sie szurania i gwaltownych ruchow, co jest zrozumiale w nowym otoczeniu. Nie przepada tez za braniem na ręce, ale na kolanach lezy z checia:)
Dzis rano nawet pobawilismy sie wstazeczka i myszkami.
Jeszcze chwile damy Martiemu na przyzwyczajenie sie do nowego miejsca i zrobimy sesje zdjęciową

Zapraszamy:)
