Napisałam wczoraj długiego posta, a że byłam bardzo śpiąca to chyba nie zauważyłam, że mi nie przeszedł

Specjalnie go pisałam, bo obiecałam Majkowcowi, że napiszę jak Piernik pojedzie do domu. Uzupełniając to co napisała Ada dodam, ze Piernik zamieszkał blisko dobrze nam znanemu miejscu z przeszłości, a adoptowała go rodzina pani, która kiedyś przywiozła nam Donię i jej maluchy. Przesympatyczni ludzie i mam nadzieję, że Piernik nie mając już konkurencji innych kotów przestanie przy byle okazji wyciągać pazurki. Do tej pory osoby które chciały go adoptować zniechęcały się tym, że chwilę posiedział na kolanach, po czym zaczynał gryźć i drapać. Ja jednak wiem, że działo się to tak, gdy podchodził inny kot to on się denerwował i tak właśnie reagował.
Wczoraj też jedna z karmicielek idąc do nas po karmę znalazła malutka sikorkę. Karmicielka wzięła od nas karmę, a sikorka została tymczasowo przygarnięta przez Majkowca. Taka jakaś transakcja wiązana
Tak jak już pisała Ada miałyśmy znowu pełne ręce roboty z wydawaniem karmy. Wcześniej 200 kg suchej karmy przywiozła i wniosła do CC Ada, a ja przytargałam 240 puszek. Jak to bywa nie wszystkie osoby dokarmiające są zadowolone, ale część jest naprawdę wdzięczna za pomoc i dla tych osób naprawdę warto to kontynuować. Nie wiem tylko jak, bo kasa na karmę się kończy. Potrzeby są znacznie większe niż urząd przewidział. Same dokarmiamy koty i dokładnie wiemy ile nam karmy schodzi na podwórkach.
Fred jest cudownym kotem. Cierpliwy, lubiący koty i ludzi. Stwierdziłyśmy z Adą, że on musiał mieć kiedyś dom, bo niemożliwe, żeby taki egzemplarz od początku był podwórkowcem. Żałuję, że nie udało mi się go zgarnąć wcześniej, jeszcze jak było zimno. Może byłby w lepszym stanie. Jest okropnie zarobaczony, no i męczy go kk, który ewidentnie siadł mu na oskrzela.