Moja przygoda z kotami zaczęła się znacznie wcześniej - zanim pojawiły się TryKoty

Sama nie wiem, od czego zacząć… Może tym razem cofnę się w czasie kilkanaście lat – do momentu, kiedy w moim – krótkim wówczas – życiu pojawiły się koty.
Zawsze kochałam zwierzęta, a odkąd pamiętam w piwnicach bloku, w którym mieszkaliśmy żyły koty. Były integralną częścią podwórka i dokarmiało je wiele osób, między innymi my. Jednak główną opiekę nad kotami sprawowała pani M. To ona karmiła je regularnie, dbała o antykoncepcję, wiedziała o nich wszystko. Niestety, pigułki antykoncepcyjne były zawodne, więc od czasu do czasu pojawiały się kocięta. Żył tam cały klan, którego założycielką (chyba) była biało-czarna Matka, która wydała na świat Pręgusię… W ten sposób sporo moich kolegów i koleżanek z bloku zamieszkało z kotem.
Kiedy miałam niecałe dziesięć lat namówiłam rodziców, żebyśmy przygarnęli Pyzę. Pyza była prawdopodobnie córką Matki. Trafiła do nas jako podrostek i bardzo trudno było ją oswoić. Właściwie… myślę, że była bardzo niezależnym kotem. To ona dyktowała warunki, na jakich można było jej dotknąć – do końca życia. Była moim wzorem kota; czarno-biała, „pingwinka”, smukła, zgrabna, o dużych zielonych oczach, wydłużonej głowie i dużych uszach. Mówiono, że jest w typie orientalnym - jej imię zupełnie do niej nie pasowało. Nie pamiętam już, skąd się wzięło…
Pyza była bardzo inteligentną i niezależną kotką, ale uwielbiała pieszczoty i zawsze była tam, gdzie my. Nigdy jednak nie wchodziła na kolana i zawsze wyrywała się z rąk. Spała na ogół w łóżku z Mamą, a ja traktowałam każde jej zbliżenie jak zaszczyt.
Kolejnym kotem była Drapula. Drapula to córka Pręgusi, która po prostu przyprowadziła swoje dzieci do naszej klatki schodowej i zostawiła je pod naszą opieką. Drapulę wzięliśmy do domu 1 listopada, a takie imię dostała ze względu na skłonność do używania pazurów do zabawy(czego slady długo nosiłam na rękach) i… wspinania po firankach.
Kotki żyły razem zgodnie, ale bez spoufalania się. Nigdy nie zostały przyjaciółkami

Natomiast Drapula bardzo zaprzyjaźniła się z naszym psem - suczką rasy owczarek szkocki collie - ale to już wątek na inną opowieść...
Kiedy wyprowadziłam się z domu(Pyza i Drapula żyły jeszcze długo potem), nie myślałam o kotach. Byłam zbyt zajęta własnym życiem. Pierwsza pojawiła się Iru – mój ukochany pies, suka rasy akita – najbardziej koci z psów. Żyłyśmy we dwójkę aż do czerwca 2010 roku, kiedy to za pośrednictwem facebooka i przy pomocji dwóch osób – Sylwii i Mateusza – przyjechał do mnie ze schroniska w Józefowie najmniejszy kot świata. Cookie. Nigdy nie zapomnę chwili, w której go ujrzałam; był tak mały, że mieścił się na dłoni, a zamiast miauczeć popiskiwał. Zdjęcia w ogóle nie oddawały jego rzeczywistego rozmiaru. Mateusz przywiózł Cookiego samochodem z Warszawy, a ja odebrałam go we Wrocławiu – nie całkiem przygotowana, bo nie miałam transportera. Kociak piszczał i kręcił się niesamowicie po samochodzie. Pomyślałam, że nie mogę tak z nim jechać; włożyłam zatem rudego okruszka za pazuchę, pod bluzę, gdzie spoczął na mojej klatce piersiowej. Nie minęło pięć minut, a maluch spał. Mogłam ruszać.
Tak zaczęła się moja ponowna, dorosła już, przygoda z kotami. Cookie zauroczył mnie całkowicie; to odważny, inteligentny, bardzo energiczny i ciekawski kocur. Zauroczył nawet naszego weterynarza, który patrząc na niego mówi: „Ty byś zawojował świat!”. Jeszcze na pewno nie raz będziecie mieli okazję się o tym przekonać

Od razu wiedziałam, że nie zostawimy Cookiego samego, skazanego na kontakt z ludźmi i psami, a pozbawionego interakcji z własnym gatunkiem. Ponieważ mieliśmy jechać na wakacje do Maroka, żartowałam, że przemycę stamtąd kota. Zamiast Maroka była jednak Prowansja, konkretniej urocze miasteczko Merindol w górach Luberon. A tam… szybko okazało się, że pewna kotka z kocięciem żyją na ulicy i wymagają uwagi. W ten sposób, po długich przemyśleniach, zabraliśmy Bisou z ulicy. Miał wówczas niecałe trzy miesiące. Bisou jest typem sybaryty; najbardziej lubi jeść i spać

Pieszczoty tylko od czasu do czasu, zabawa... "a może być na leżąco?". Mimo że jest z nami już kilka miesięcy, dalej bywa płochliwy i nieufny. Taki jego urok

Dalej było już z górki

Pojawiły się koty tymczasowe i jedna z nich - Mia - została na zawsze. Mia to iskierka energii; wszędobylska, wysokopienna, ciągle w biegu. Skacze wysoko i daleko, asystuje w każdej czynności, w szczególności jeśli leje się woda, która niezmiernie ją fascynuje. To ona odkryła szafki kuchenne - podsufitowe ścieżki to jej strefa wpływów. Owinęła sobie i nas, i chłopaków wokół ogonka

W całej mojej rodzinie są koty; u rodziców dwa rudzielce, Maryś i Rysiu. U brata dwie kotki orientalne Akira i Naraka. Kiedy spotykamy się w rodzinnym domu 7 kotów i 2 psy dopełniają naszą ludzką rodzinę

Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt!