Przed chwilą zadzwoniła do mnie starsza Pani. Dostała mój telefon od dorosłego syna, którego poznałam 2 lata temu przy okazji jakiejś kociej akcji (łapałam kotkę na sterylkę i mi w czymś pomógł). Pani uznała, że skoro "zajmuję się kotami" to może mnie poprosić, abym zabrała kotki, które ktoś podrzucił na budowę, sąsiadującą z jej domem.
Kociaki mają około miesiąca i strasznie płaczą. To jej wersja, ja ich nie widziałam i wiem z doświadczenia, ze ludzie nieraz mają problem z określeniem wieku.
Jest jeden rudy

i dwa, albo jeden bury, pani nie jest pewna. Jednego już rozjechał samochód. Pani karmi je mlekiem. Poradziłam jej, by dawała im jeść conajmniej 3 razy dziennie, bo raz to dla maleństw stanowczo zamało, zwłaszcza, że jest upał, no i żeby dała im jeszcze jakąś kocią puszkę, może już same jedzą.
Ona nie chce ich wziąć do domu, bo ma już 8 kotów, same podrzutki i boi się, że jak je weźmie, to już u niej zostaną.
Kobieta mieszka parę km pod Mińskiem, w miejscowości Wólka Mińska.
Bardzo proszę o dom tymczasowy, bo ja absolutnie nie mogę ich wziąć

Wiem, winni się tłumaczą, ale ja na serio nie mogę. Mam maleńkie dziecko i swoje koty, brak możliwości izolacji kociąt. Mój mąż by się nigdy na to nie zgodził w tej sytuacji.
Mój tel. 606-450-268
Edytuję: są 2 tylko kotki: bury i rudy.