Kubuś najprawdopodobniej w lecznicy podczas zabiegu amputowania przedniej łapki złapał PP. Odszedł w trzy dni.
Oto link do postów i małe zdjęcie Kubusia, dla przypomnienia...
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=33947&start=600



Postanowiłam przedstawić Wam moją kocią bandę, skromną jeszcze, ale z tendencjami wzrostowymi. Bo chyba czas najwyższy

Oto ona, ver. 1.0

Od lewej: Maciuś, Kruszyna i Behemot.
Maciuś, wzięty z Konstancina trzymiesięczniak, zagrzybiony do niemożliwości, urwis niemogący wysiedzieć w klatce, wyglądał, jak mały nietoperek:

To on był najspokojniejszy, najbardziej żywy, bo wprost odstawiony od cyca

Dziś wygląda mniej więcej tak:

Od początku miał syndrom "obozowy". Jadł wszystko, ze wszystkich misek, aż brzucho ciągnął po podłodze i prawie się przewracał

Behemocik, największa bida, łapana w piwnicy w klatkę-pułapkę. Na początku same oczy. Wielkie oczy, wyglądające podejrzliwie zza sedesu.

Dziś, piękny, czarny pan kot, którego charakter absolutnie nie pasuje do imienia


Daje się głaskać po brzuszku, ale został mu odruch "kopania" i drapania po chwili pieszczot. Taka jego schizofreniczna uroda

I zasmarkana Kruszyna, nieśmiała zabrana spod kościoła, ulubienica byłego mego TŻ. Z nim też została po mojej wyprowadzce półtora roku temu. Bo jak podzielić trzy koty na dwa?

W maju tego roku, gdy odwiedzaliśmy z TŻ-tem moją rodzinkę na wsi, zastaliśmy taki oto widok - trzy małe bidy, czterotygodniowe, przeganiające się do miski z mlekiem (krowim o zgrozo!). Matka była wychodząca, zginęła pod kołami samochodu, jak jej towarzysz troszkę wcześniej. Okolica taka, że zużycie było jeden kot na miesiąc... Nie mogły tam zostać.
Urządziłam im przedszkole u Dziadków, którzy najpierw bronili się rękami i nogami, a potem zaadoptowali dwójkę. A ja wiedziałam, że tak będzie:

Oto maleństwa po miesiącu odkarmiania i rozpieszczania do niemożliwości:

Pimpek, miał wiele roboczych imion, ale ostatecznie, ulubieniec Dziadka, tak został ochrzczony. Na zdjęciach widać, że rozpieszczony, jak, nie przymierzając, "dziadowski bicz"



Wyrósł na bardzo przystojnego kocura:

Nieśmiała szarowinka, ulubienica Babci, jest istotką bardzo delikatną i podatną na stres. Ale z braciszkiem dobrze jej się żyje:

A mała Mysza..., cóż, mimo protestów TŻ-eta, została z nami (na zdjęciu, na rękach u Babci):

I wyrosła na najbardziej miziastą, najpiękniejszą kicię, jaką znam. Miłośniczkę toreb wszelakiego rodzaju:

... i wierną przyjaciółkę obu chłopaków, ale zwłaszcza Maćka:


We wrześniu gościł u nas jeszcze biało-rudy przybłęda z Wilanowa, brudny jak święta ziemia i umorusany w białej farbie, który pewnego dnia po prostu sobie przyszedł, wlazł mi na ręce i nie chciał zejść


Kotowate na Mikołajki dostały nowy drapak. Niestety wkrótce się rozleciał






Późną nocą dotarł do nas na tymczas niejaki Gary z tego wątku:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=102746
Wybitnie zakręcona kocina. Nie chciałam go dodatkowo stresować sesją zdjęciową, bo okrążyło go nasze 12 łap



Dziś już jest lepiej, dziecina śpi po środku dywanu, a wokół niej nasza kocia rodzinka:



Wybaczcie lakoniczność, ale co chwila dopadają mnie ataki kaszlu i nie trafiam w klawiaturę

Historia ta w dalszym ciągu pisze się sama. A więc CDN
