W piątek po południu okociła mi się podopieczna, młoda kociczka. Niestety, podczas ciąży "coś" jej się stało z listwami mlecznymi - zaczęły puchnąć, delikatna terapia dała tyle, że z twardych zrobiły się miękkie ale dalej straszliwie przerośnięte. Kotka już była w zdiagnozowanej ciąży, dwóch wetów u których byłem nie miało pojęcia co to może być a bali się stosować radykalne metody aby nie zaszkodzić płodom. Ponieważ zakładane było podłoże hormonalne, była nadzieja, że wystąpi laktacja i moja Szara wykarmi małe. Jednak okazało się, że nic po porodzie z nich nie leci, więc w sobotę (wczoraj) kupiłem u najbliższego weta substytut (Mixol) jednak maluchy (4 sztuki) tak średnio chcą jeść. Wyrywają się, drą w niebogłosy, odwracają głowę od smoczka (karmię małym kocim) czasem któryś "zaskoczy" i się na chwilę przyssie ale przeważnie muszę kropić na język i wtedy jeszcze jakoś przełykają. Ale też nie są to porządne ilości tylko tak tyci-tyci i już nie chcą, głowa w drugą stronę i pisk. Matka oczywiście zaniepokojona jak one się drą natomiast jak chciałem karmić przy niej, w kojcu, to nie dawała mi spokoju bo a to noski noski chce a to się połasić, nadstawić do głaskania itp itd.
Nie mam wprawy z takimi maluchami i nie wiem, jak je zmusić żeby normalnie zaczęły wciągać. Jeść teoretycznie chcą, bo po matce łażą i szukają sutków, nawet się dosysają czasami ale one suche są

Ktoś może coś poradzić? Albo może ktoś ma matkę z nadmiarem pokarmu (Olsztyn i okolice) która mogłaby te 4 podkarmić chociaż trochę?
Boję się, że przy tych ilościach które wciągają to długo nie pożyją
