Wczoraj weszłam do dużego sklepu zoologicznego przy Zakopiance. Staram się tego nie robić (choćby dlatego, że ostatnia wizyta zaowocowała nieplanowanym dokoceniem z adopcji schroniskowych


W kojcu potwornie woniejącym kilka szczeniaczków, chyba Labradora. W szklanej klatce trzy rude kociaczki - info na kartce że MCO i SIB...
Zwierzęta oczywiście bez rodowodu

Kojec piesków cuchnie na odległość, zaduch, gorąco, szczeniaczki leżą pokotem, bo napić się nie mają czego - miski przepiękne że strach, ale w nich tylko trochę brudnej brei na dnie...
Kotki zamnkięte w szklanym terrarium, wewnątrz kuweta - qupale wręcz się wysypują, brud i smród.
Cholera nagła mnie trzepnęła, idę więc do obsługi i mówię grzecznie acz przez zęby że woda, że kuweta, że pomijając wszystko inne nie wypada itp.
No i hit: dziewczyna i chłopak w pięknych firmowych ubrankach patrzą to na siebie, to na mnie jak na histeryczną wariatkę. Zero reakcji.
Dodam, że nie pierwszy raz robię taką akcję, dobrze że taka rotacja w personelu bo niedługo będę miałą zakaz wstępu

Najbardziej wścieka mnie fakt, że sklep pozuje ma takiego pro-zwierzęcego, zbiórka pieniędzy na TOZ, akcje adpocji kotów ze schronu itp.
Czy jest jakiś sposób na nich? Nie wiem, ale sprzedawanie zwierząt z pseudohodowli i traktowanie ich jak zwykły towar podpada chyba pod jakiś paragraf? Do kogo się zwrócić, jak zareagować? TOZ? Inspekcja Handlowa??? Skąd oni biorą te zwierzęta, przecież to napędza koniunkturę pseudohodowlom, zwłaszcza że za taką cenę (1300 za MCO, 700 za SIB) można kupić kotka z legalnej hodowli, z rodowodem...
Bezsilność mnie dobija...
