gryzie chustę z niecierpliwości...
Za oknem świat poszarzał i zbladł...
A może już za późno na gości...
Jak ma na imię? Nie wiem. Nazwałam ją Marta.
Jak w piosence Turnaua...
Ma 12 lat i jeszcze wczoraj była szczęśliwa.
Miała swój dom i pana, który ją kochał. Ale pan umarł. Zostawił ją samą. Nieszczęśliwą...
Marta trafiła do schroniska. Nagle - świat - dotąd kolorowy - zamienił się w szary, zimny i ponury...
Kiedy ją zobaczyłam - zakochałam się.
To cudowna kicia. Bezgranicznie ufna, przemiła i potwornie spragniona człowieka.
Bardzo tęskni . Chce być tulona i głaskana... Wtedy odżywa. Wzięta na ręce - wczepia się kurczowo pazurkami, wtula całym chudziutkim ciałkiem i tak zastyga...
Jakby krzyczała " Błagam, zabierz mnie stąd... Tu jest zimno i strasznie...Proszę... Będę grzeczna i spokojna, nie zabiorę dużo miejsca... Zobacz, jaka jestem malutka... Będę cichutka i będę cię kochać, tylko mnie zabierz... Nie odkładaj z powrotem do klatki... proszę..."
Marta ma 12 lat, choć na to nie wygląda. I ogromne pokłady miłości do człowieka.
Przed nią - kilka ostatnich lat życia..
Czeka.
Czy znajdzie się ktoś, kto ją uszczęśliwi?
Kto da jej dom i miłość, na którą tak bardzo zasługuje...
Udostępni kanapę i własne kolana... Da ciepło, opiekę i pozwoli się kochać...?
W schronisku nie przetrwa długo...
Czy znajdzie się ktoś, kto zapewni jej spokojną, bezpieczną starość...?
Bardzo o to prosimy...




