
Lilo trafiła do łódzkiego schroniska z ulicy, czegoś takiego jeszcze nie widziałam i nie oddają tego żadne zdjęcia. Lilo porastał 3 cm filc, miejscami poprzerywany i ciągnący cienką jak papier skórę. Nie wiem ile czasu się błąkała, podejrzewam, że niedługo, stawiam raczej na to, że mieszkała w miejscu gdzie kotów jest więcej niż być powinno pod opieką jakiejś pseudo opiekunki - jej sierść śmierdziała kocimi odchodami i zaduchem. Filc był prawie wszędzie - ocaliła się głowa i końcówki łapek, pędzelek na ogonku, resztę trzeba było zgolić. Golenie odkryło naga prawdę, skóra mocno podrażniona, odparzenia i stare blizny, jakby po cięciu nożyczkami. Ile musiała wycierpieć ta zaledwie 3 letnia koteczka?
przed zgoleniem






Lilo jest cały czas przestraszona, wycofana, brana na ręce zaczyna po mału się rozluźniać. W schronisku nic nie jadła, po zabraniu do lecznicy udało się namówić ja na sosik z kitekata...
po ogoleniu i kąpieli - to największy kawałek filcu



Od wczoraj jest u nas, na razie w klatce, bo stres dla niej z powodu nowego otoczenia jest zbyt duży, ona psychicznie jest bardzo krucha, za krucha. Zastanawiam się nad feliwayem dla niej, może to odpręży, pomoże przystosować się, zapomnieć.
w lecznicy






karmienie

Lilo chodzi w ubranku, golusieńkie ciało szybko się wychładza, nie lubi ubranka więc się kuli, nie porusza się prawie. Biedna, malutka dziewczynka.