Jej historia rozpoczyna się w momencie przyjścia na świat 5 lat temu w Ogrodzie Zoologicznym.
Koteczka, wychowywana przez swoją dziką matkę nauczyła się jednego – być dziką i nieufną. Nie pozwalała nikomu zbliżyć się do siebie. Przed ludźmi uciekała, bała się ich. Zupełnie nie tolerowała innych kotów.
Kiedy zimą tego roku jej matka odeszła [*], kotka nie umiała poradzić sobie z zaistniałą sytuacja. Przestała jeść, była osowiała i bardzo przygnębiona. Nie potrafiła również przystosować się do życia z innymi kotami.
W obawie o jej zdrowie, jednemu z opiekunów udało się złapać kotkę i przywieźć do Schroniska.
Pierwszą naszą myślą było, jak totalnie dzika kotka zniesie zamknięcie w schroniskowym boksie?
Ale koteczka poradziła sobie. Znalazła swój kącik i tam niemal cały czas przebywała. Zaczęła jeść i powoli przystosowywać się do nowej sytuacji. Nawet koty przewijające się przez boks, przestały stanowić dla niej jakiś problem. Większym problemem był człowiek. Ale i z tym kotka dała sobie radę. Sycząc i prychając dawała do zrozumienia, że nie życzy sobie, aby ktokolwiek się nią interesował. Nie można było nawet na nią popatrzeć.
Ale tak było do niedawna.
Pewnego dnia, do Schroniska pojechałyśmy z Dagą. Pojechał też z nami człowiek o „czarodziejskich” rękach.
Wszystkie płochliwce i strachulce, pod dotknięciem czarodziejskich rąk, zaczynały mruczeć i poddawać się głaskom.
W pewnym momencie – będąc już w boksie dzikiej kotki – usłyszałam: „Mam głaskaniem zajęte dwie ręce”. Spojrzałam … i ... pierwszą kocinę zlokalizowałam bez trudu – była to Izabela. Z drugą miałam niewielki problem, bo tą drugą głaskaną czarną kotą mogła być tylko ta właśnie dzika kotka /czarna Ally bez ogonka wyszła na zewnątrz do woliery/. Kiedy zorientowałam się, która z kotek jest głaskana, aż z wrażenia krzyknęłam - „przecież to dzika kotka!”. I opowiedziałam jej historię. Nie wierzyliśmy własnym oczom i uszom. Zarówno w boksie, jak i w całej Kociarni, zaległa niesamowita cisza i słuchać było tylko mruczenie dzikiej kotki.
Teraz wchodząc do boksu, pierwsze co słychać, to jej gruchanie. Głośno daje znać, że ona tu jest, że czeka na głaski i mizianie. Że czeka na kogoś, kto poświęci jej swoją uwagę. Kto ją będzie tulił i cichutko do niej mówił. Kto zatroszczy się o nią.
Jest po prostu niesamowita!
Jeśli ktoś chciałby podarować jej dom, dom z ogródkiem, to ona czeka.
Może właśnie na Ciebie?
Oto ona – wcale nie-dzika kotka – Jarka.


Jarka ma około 5 lat.
Jest wysterylizowana, zaszczepiona i regularnie odrobaczana.